Ryszard Pacholczyk wysyła pisma, gdzie tylko może, aby MDD w majestacie prawa nie sprzedawało pracownikom odpadów. Nabywcy podpisują oświadczenie, że zagospodarują je zgodnie z obowiązującymi przepisami. Z MDD wywożone są ciężarówkami odpady, a jakoś w Sępólnie i okolicy nie widać, aby przybywało mebli, boazerii czy innych cudeniek z tych resztek. Lądują w piecach, a to jest niezgodne z prawem.
Burmistrz kryje rodzinę?
Już dawno pisaliśmy oparach i zapachu palonej kliszy fotograficznej unoszących się nad Sępólnem. Władze markują, że coś w tej sprawie robią.
Wczoraj zadzwonił Czytelnik, że burmistrz nic nie robi, bo jego rodzina też pali odpadami z MDD. - To kalumnie - twierdzi Waldemar Stupałkowski. - Mój brat swego czasu pracował w MDD, ale już nie pracuje, więc nawet nie ma możliwości kupowania odpadów.
A Pacholczyk nie odpuszcza, w końcu z żoną mają już dość wdychania trujących wyziewów i wizyt u lekarzy z powodu skórnych i ocznych przypadłości.
13 kupuje i nikt nie spala
W końcu jego pisma dały efekt i gmina przeprowadziła kontrolę. - Wydaliśmy komunikat, że nie wolno spalać odpadów z MDD - mówi Stupałkowski. - Wystąpiliśmy też do MDD o listę osób, które kupowały odpady i podpisały oświadczenie.
MDD listę przekazało, a na niej było... 13 nazwisk, z czego trzy to osoby z Sępólna, po jednej ze Zboża, Radońska, Grochowca oraz Piaseczna. - Skontrolowaliśmy tych mieszkańców naszej gminy i zobaczyliśmy blaty, półki - mówi Stupałkowski. - Myślę, że to nie była ta właściwa lista, ale co mamy dalej robić? Jeździć na chybił trafił? Jedyne wyjście, że mieszkańcy poinformują nas o transporcie płyt MDD i wtedy sprawdzimy taką posesję.