Do wypadku doszło 8 maja ubiegłego roku około godziny 17 na wysokości urzędu wojewódzkiego przy ulicy Jagiellońskiej. "Pomorska" była wtedy na miejscu karambolu. Kierowcy twierdzili, że tramwaj wjechał w korek samochodów, jakby w ogóle nie próbował hamować.
Bilans wypadku to jedenaście skasowanych pojazdów. Ucierpieli też kierowcy i pasażerowie. Dziewięć osób zostało rannych, jedna z nich trafiła do szpitala ze złamaniem kręgosłupa.
Proces Bożeny K. rozpoczął się już w ubiegłym roku. W akcie oskarżenia zarzucono motorniczej spowodowania wypadku i sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Proces w tej sprawie trwa w bydgoskim sądzie. Podczas kolejnej rozprawy przesłuchano m.in. szefa komisji, powoływanej po wypadkach, w których uczestniczyły tramwaje.
- To był poważny wypadek, dlatego dodatkowo w pracach komisji brał udział także biegły sądowy. Stwierdziliśmy, m.in. z zapisów tzw. czarnej skrzynki, że w momencie, kiedy doszło do zderzenia tramwaj jechał z prędkością 40 kilometrów na godzinę i przyśpieszał, a hamulce były sprawne - mówił przewodniczący komisji powypadkowej.
Zeznania te przeczą dotychczasowym wyjaśnieniom motorniczej. Twierdziła ona, że próbowała hamować, ale hamulce całkowicie zawiodły.
Bożenie K. grozi do 8 lat pozbawienia wolności.