Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiceminister Ryszard Kamiński: - Europejski Zielony Ład może utrudnić produkcję

Lucyna Talaśka-Klich
Lucyna Talaśka-Klich
Dr Ryszard Kamiński podczas Krajowych Dni Pola w Minikowie. Jest wiceministrem rolnictwa od 19 grudnia 2019 r. Odpowiada m.in. za ARiMR, doradztwo rolne oraz instytuty nadzorowane przez MRiRW
Dr Ryszard Kamiński podczas Krajowych Dni Pola w Minikowie. Jest wiceministrem rolnictwa od 19 grudnia 2019 r. Odpowiada m.in. za ARiMR, doradztwo rolne oraz instytuty nadzorowane przez MRiRW Lucyna Talaśka-Klich
Rozmowa z Ryszardem Kamińskim, wiceministrem rolnictwa, m.in. o wpływie Europejskiego Zielonego Ładu na sytuację polskich gospodarstw i pomocy unijnej.

Wielu polskich rolników obawia się skutków Europejskiego Zielonego Ładu. Niektórzy twierdzą nawet, że jeśli jego wprowadzenie przełoży się na większą liczbę dodatkowych obowiązków i wymogów, to zrezygnują z pracy na roli. Strach ma wielkie oczy?

Niestety, obawy rolników nie są bezpodstawne. Podczas niedawnej debaty z udziałem przedstawicieli wielu związków branżowych, skupiających producentów i przetwórców, organizacji rolniczych rozmawialiśmy właśnie o Europejskim Zielonym Ładzie.

Rolnicy i przetwórcy obawiają się, że produkcja będzie trudniejsza. Zapowiedzi dotyczące tego ładu, związane z ochroną środowiska, wiążą się z wycofaniem z rynku wielu środków ochrony roślin, z podwyższeniem standardów. Obawiają się, iż w społeczeństwie będzie większa presja nieprzyjazna rolnictwu. Dotyczy to szczególnie produkcji zwierzęcej. A przecież w Polsce na dużą skalę produkujemy drób, wieprzowinę, wołowinę.

Nie tylko my jesteśmy dużymi producentami mięsa. Czy także w innych krajach Unii rolnicy mają podobne problemy?

W Holandii zaczęło się od problemów hodowców zwierząt futerkowych, a dziś praktycznie każdy rodzaj produkcji zwierzęcej jest w tym kraju na cenzurowanym. Zresztą z produkcją roślinną jest tak samo.

U nas dzieje się podobnie. Zjawisko to postępuje krok po kroku. Obserwujemy, że uaktywniają się różnego rodzaju ruchy demagogiczne. Presja, żeby ograniczać „psującą środowisko produkcję rolniczą”, jest ogromna, a przecież niecałe rolnictwo szkodzi. Uogólnianie i łatwe uproszczenia zawsze prowadzą do poglądów ekstremalnych.

To Cię może też zainteresować

Dlatego zaproponowałem Radzie Działalności Pożytku Publicznego, której jestem członkiem, żeby zorganizować debatę z udziałem przedstawicieli hodowców i obrońców praw zwierząt. Ważne, by o tym problemie rozmawiać, dyskutować, prezentować argumenty.

Obrońcy praw zwierząt w niektórych fermach wielkoprzemysłowych odkryli, że działy się tam złe rzeczy! Zatem takie patrzenie na ręce może pomóc tym rolnikom i przetwórcom, którzy są porządnymi, uczciwymi ludźmi. Czy całej branży rolnej nie powinno zależeć na wyeliminowaniu patologii, łamania prawa?

Oczywiście, że nie można tolerować łamania prawa, krzywdzenia zwierząt! Przez 15 lat byłem prezesem Forum Aktywizacji Obszarów Wiejskich [ogólnopolskiego porozumienia organizacji wiejskich - przyp. red.], które skupia m.in. ekologów, organizacje zajmujące się zielonym rozwojem. Moim idealnym modelem produkcji rolniczej jest produkcja zrównoważona. Podobnie uważa minister Jan Krzysztof Ardanowski.

Bo produkcja przemysłowa jest pewnego rodzaju wynaturzeniem, jest tym, co idzie o krok za daleko.

Widzę jednak pewne zagrożenie - w czasach epidemii mówi się, że powinniśmy się opamiętać, powrócić do natury, ale np. walka z afrykańskim pomorem świń w niektórych krajach doprowadziła do tego, że fermy stają się jeszcze większe.

Czyżby ze względu na bioasekurację?

Na dużych fermach reżim sanitarny jest większy niż w małych gospodarstwach. Łatwiej ten reżim utrzymać, zadbać o bioasekurację.

Ze względu na wirusa ASF mamy odejść od produkcji w mniejszych stadach?

To jest dla nas duże wyzwanie, żeby stwarzać korzystne warunki także dla mniejszej produkcji zwierzęcej, w której nie zapomina się o poszanowaniu praw zwierząt, o ich dobrostanie. Staramy się, żeby była ona opłacalna. Chodzi o produkcję zrównoważoną, nieprzemysłową, z wykorzystaniem ras tradycyjnych, żywienia, które nie zachwiało równowagi w przyrodzie, z poszanowaniem środowiska.

To Cię może też zainteresować

Czyli to nasz mały zielony ład?

Owszem. To jest nasz model. Bo krowy wcale nie muszą dawać rekordowych ilości mleka, tuczniki nie muszą rosnąć w ekspresowym tempie. My popieramy kierunek, w jakim zmierza Europejski Zielony Ład, ale nie zgadzamy się na pewne rozwiązania.

Na przykład na co?

Jeżeli niektóre państwa domagają się, by niemal z dnia na dzień zabronić stosowania środków ochrony roślin, to na to nie możemy się zgodzić! Do tego należy dochodzić krok po kroku, by móc znaleźć inne rozwiązania.

To samo dotyczy stosowania antybiotyków u zwierząt. Obyśmy doszli do tego, że zdrowotność u zwierząt będzie taka, iż nie będą już potrzebne te środki. Jednak dochodzenie do takiego stanu w sposób bardzo rygorystyczny może być szkodliwe. Unia Europejska chce być prymusem na świecie. Kiedy wszyscy trują, ona chce być zielona, zrównoważona.

Rozumiem, że ktoś powinien być prymusem wyznaczającym standardy. Organizacje rolnicze zwracają uwagę, że trzeba do tego dochodzić stopniowo. Bo jeżeli my wyznaczymy sobie standardy w czasie gdy skala produkcji w stosunku do zapotrzebowania globalnego nie jest taka duża, to nasza nadgorliwość może się skończyć tym, że w krótkim czasie Europa będzie importerem (netto) żywności. Tego nie chcemy! Nie wyobrażamy sobie tego ani w Polsce, ani w całej Europie.

A doświadczenia z ostatnich miesięcy pokazują, że samowystarczalność żywnościowa kraju, kontynentu jest ogromną wartością.

Zatem pandemia powinna zmienić nastawienie do rolnictwa. Pomoże docenić produkcję żywności?

Jeszcze trzy miesiące temu byliśmy przekonani, że na każdy stół w Europie można sprowadzić żywność z najodleglejszego końca świata - np. masło z Nowej Zelandii, tanią wołowinę z Argentyny. Pandemia pokazała, że tak nie jest, gdy są zamknięte granice, problemy z transportem...

To powinno stanowić przyczynek do refleksji dla Unii Europejskiej, by założenia zielonego ładu zweryfikować.

I tak się stanie?

Na razie nie ma dobrych sygnałów z Unii Europejskiej. Ostatnich kilka spotkań Rady Ministrów Rolnictwa UE (w których uczestniczyliśmy z ministrem Ardanowskim) pokazało, że ta poprawność wciąż jest.

Austriakom i Szwedom się nie dziwię, bo oni od dawna są „zieloni”, mają rozkręconą produkcję eko na dużą skalę. Natomiast kiedy o zielonym ładzie mówią Niemcy, Holendrzy, Belgowie czy Duńczycy - którzy są również wielkimi eksporterami żywności - to prawdopodobnie tutaj bardziej chodzi o pieniądze. Wiedzą oni, że państwa takie jak Polska są wielkimi wygranymi w integracji europejskiej, bo skorzystaliśmy np. na handlu żywnością. To nie wszystkim w UE się podoba.

Niemcy, Holendrzy, Belgowie czy Duńczycy mogą skorzystać na zielonym ładzie, bo oni już się do tego przygotowywali, wdrożyli wiele systemów jakości. A my?

Trochę nas uśpiła pandemia, bo było wiele pilniejszych spraw do załatwienia. Na pewien czas odłożyliśmy pracę nad rozwiązaniami, które mają pokazać, że my żywność wysokiej jakości już produkujemy. Po to wprowadziliśmy np. dopłaty do dobrostanu zwierząt. Nie możemy jednak wprowadzić regulacji prawnych, które wymuszą zwiększenie produkcji dobrostanowej czy ekologicznej.

To Cię może też zainteresować

Nie znoszę w życiu hipokryzji, krytykanctwa i dlatego mówię otwarcie, że zrobiliśmy przesunięcia w Programie Rozwoju Obszarów Wiejskich 2014-2020, widząc, iż gospodarstwa ekologiczne nie są w stanie wykorzystać tej pomocy. Opisano nas za to, że rzekomo zabraliśmy te pieniądze rolnikom ekologicznym! A co mieliśmy zrobić? Przecież nie zostawimy 178 mln euro! Trzeba je przesunąć tam, gdzie zostaną wykorzystane, i pracować nadal nad rozwojem ekologii.

Nie ma tylu rolników ekologicznych, którzy są gotowi sięgnąć, schylić się po te pieniądze. Co prawda liczba przetwórni ekologicznych w Polsce rośnie, świadomość konsumentów też wzrasta, ale gospodarstw ekologicznych w Polsce nie przybywa.

O czym to może świadczyć?

Być może z ilości przechodzimy w jakość. Ubywa fikcyjnych gospodarstw ekologicznych, w których rzekomo uprawiano włoskie orzechy czy pomidory (jeden krzak na dziesięć metrów kwadratowych). Niektórzy zarejestrowali gospodarstwo ekologiczne i nastawili się na dopłaty, a nie na produkcję bio. Mam nadzieję, że to już jest schyłek tego zjawiska.

Znam rolników, którzy rezygnują z ekologii ze względu na biurokrację. Twierdzą, że chcą produkować żywność, a nie tony papierów.

Wszędzie tam, gdzie jest jakikolwiek grosz publiczny, w interesie podatników jest, żeby dokładnie sprawdzić, czy te pieniądze są właściwie wydawane. Oczywiście, zgadzam się, że biurokracja szczególnie w ekologii powinna być ograniczona, ale też skuteczna. Mam dużo sygnałów od samych rolników i jednostek certyfikujących, że tu i ówdzie coś nie gra.

Pracujemy nad tym, żeby w nowym okresie sprawdzać, wyrywkowo kontrolować. Chcemy zwiększyć zaufanie, ale ten, który „zgrzeszy”, musi wiedzieć, że nie uniknie kary.

A propos kontroli - konsumenci zarzucają, że produkcja żywności nie jest wystarczająco kontrolowana, dlatego sami zaczynają patrzeć producentom na ręce. Szerokim echem odbiły się wyniki kontroli kasz jaglanych i gryczanych, w których stwierdzono pozostałości glifosatu.

Moim zdaniem, prywatne organizacje, które dla dobra konsumentów prowadzą swoje śledztwa, są bardzo potrzebne. Oby ich działania nie wiązały się z manifestacyjnym wkraczaniem ich przedstawicieli do gospodarstw i odbieraniem zwierząt, które potem (np. z powodu braku pieniędzy na karmę) są w gorszej sytuacji niż u rolnika. Ale to są wynaturzenia. Generalnie popieram organizacje pozarządowe, które zajmują się nieprawidłowościami.

Nieprawidłowości powstają także dlatego, że niektórzy gospodarze świadomie skracają okres pomiędzy zastosowaniem glifosatu a sprzedażą ziarna, bo zależy im przede wszystkim na jego dosuszeniu. Jak to się ma do etyki rolnika, o której mówił minister Ardanowski?

Nie byłoby 10 przykazań, gdyby ludzie nie grzeszyli. Stąd potrzeba niedawnego odświeżania Kodeksu etyki żywnościowej. O tym trzeba nieustannie przypominać, to problem znany od wieków. Od co najmniej dwóch wieków pojawiali się tacy rolnicy, którzy produkowali żywność dla siebie i swoich bliskich (lepszą) i na sprzedaż. Tak być nie powinno!

To Cię może też zainteresować

Gdy ujawniane są takie nieetyczne przypadki, zawsze żal mi tych rolników, którzy ciężko i uczciwie pracują. Tych drugich na pewno jest więcej. Jak można im pomóc? Może ten kodeks to za mało?

Są jeszcze kontrole, kary... Chciałbym, żeby nasze społeczeństwo dojrzało do takich zachowań, jakie można zaobserwować np. w Szwajcarii. Jeśli tam ktoś wyrzuci śmieci nie do śmietnika, to bardzo prawdopodobne, że inny obywatel tego kraju zgani go za to albo nawet poinformuje policję. Z obywatelskiego obowiązku.

A producent żywności powinien być odpowiedzialny. Nie może zapominać, że np. jego kaszę zjedzą także dzieci, osoby starsze, schorowane. Wierzę, że zdecydowana większość polskich rolników to ludzie uczciwi! Z nieuczciwością trzeba walczyć, dla dobra nas wszystkich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska