Trudno powiedzieć, żeby wszyscy spali spokojnie. Ostrzeżenia o huraganie, o wyjątkowej jego sile, zrobiły swoje. W gospodarstwach położonych z dala od skupisk wiejskich gotowość była przez całą noc. A jednak, gdy wczoraj bilansowano straty, okazało się, że nie są one wielkie.
Drogi, z dala od głównych szlaków, jeszcze wczoraj rano były wyczyszczone z drobnych gałęzi. Miejscowi, okoliczni mieszkańcy, zbierali pozostałości na opał.
Uderzenia wichury, gdyby spojrzeć na geografię regionu, były punktowe. Drzewa runęły na szosy w Szczuce (gmina Brodnica), Świeciu nad Drwęcą (gmina Brzozie), Janowie (gmina Świedziebnia), w Wielkim Leźnie (gmina Brzozie) - na teren gospodarstwa, w Gaju (gmina Biskupiec) i Wielkich Bałówkach (gmina Kurzętnik).
Wszędzie tam szybko zareagowali strażacy OSP wjeżdżając z odpowiednim sprzętem. Najtrudniej było w Wielkim Leźnie, gdzie drzewo złamało się, a upadając zahaczyło konarem o dach gospodarstwa Marzanny Chrapińskiej. Tam, rzeczywiście, było o krok od tragedii, a w domu przebywało w tym czasie sześć osób.
Natomiast w dwa miejsca strażacy musieli przyjechać z motopompami. W Rynku (gmina Grodziczno) strażacy OSP Ostaszewo musieli wypompować wodę z pomieszczenia gospodarczego, natomiast w nowomiejskiej spółdzielni meblarskiej, gdzie ulewa zalała jedną z hal fabrycznych przy ul. Żwirki i Wigury, interweniowali zawodowcy z Nowego Miasta Lubawskiego.
W piątek wyjrzało słońce, wiatr chmury rozpędził i było 10 stopni C. Oczywiście na plusie, jak to jest już w tradycji tej zimy.