https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Widzieliśmy tę ich pracę w ukropie. Odwdzięczymy się!"

Ogniem zajęło się ok. 12 hektarów pola. Strażakom pomagali mieszkańcy i nadleśnictwo.
Ogniem zajęło się ok. 12 hektarów pola. Strażakom pomagali mieszkańcy i nadleśnictwo. nadesłane
Ogniem zajęło się 12 ha pola. Strażacy, wspomagani przez mieszkańców wsi, pracowali w totalnym ukropie. Miejscowi widzieli ich wysiłek.

W ostatnich dniach, z powodu suszy, strażacy mają pełne ręce roboty. Choć wyjeżdżają nie tylko do pożarów, przy tych ostatnich się zatrzymamy. Nieprzypadkowo.

Bali się o lasy

- Tuż po otrzymaniu złoszenia, na miejsce pożaru, tj. do Chomiąży Szlacheckiej, trzema samochodami pojechała jednostka ratowniczo - gaśnicza ze Żnina. Po JRG dojechały OSP Gąsawa i Nowawieś Pałucka, a na końcu Złotniki - opowiada Marek Krygier, rzecznik prasowy KP PSP w Żninie.

- Początkowo usłyszeliśmy, że pali się zboże i słoma po kombajnie.

- Gdy dojechaliśmy, byli już przedstawiciele Nadleśnictwa Gołąbki , bo pojawiło się duże zagrożenie, że ogień przejdzie na lasy. Od Adama Hutka - pracownika tej instytucji, dostaliśmy informację, że jest zadysponowany samolot gaśniczy dromader.

- Tymczasem przystąpiliśmy do obrony lasu (w pierwszej fazie), OSP gasiło drugą stronę od baru "Pod strzechą" (ten znajduje się ok. 1 km od ośrodka Relaks w Chomiąży).

- W trakcie czynności gaszenia funkcjonariusze JRG Żnin zauważyli ciągnik i prasę do słomy - objętą pożarem, a także właściciela sprzętu, który próbował cały zestaw rozpiąć. Srażacy od razu ruszyli do pomocy. Rozpięli urządzenia, prasa uległa jednak spaleniu, ciągnik natomiast został uratowany.

- W tym czasie właściciel ciągnika zasłabł, miał lekkie poparzenia nóg, samochodem przewieźliśmy go do baru.

- Poprosiliśmy właściciela tego obiektu o zajęcie się poszkodowanym, podanie wody; strażak OSP i kobieta ratownik udzielili także temu rolnikowi pierwszej pomocy. Poprosiliśmy też nasze stanowisko kierowania o karetkę. Ten człowiek był w centrum zamieszania. Dodatkowo dowiedzieliśmy się, że pół roku wcześniej przeszedł zawał, był osłabiony, na szczęście szybko przyszła pomoc - dodaje dalej rzecznik strażaków.

Działki o krok

Ogień zajął ok. 12 hektarów (po połowie teren ma dwóch różnych właścicieli). Straty to ok. 13 tys. zł - spalona prasa plus słoma, zboża na pniu nie było.

Strażaków wspomagali mieszkańcy. - Ludzie wężami ogrodowymi polewali swoje działki. Ogień był bardzo blisko. Obawiali się. Okoliczni rolnicy przyjechali ze sprzętem do podorywania. To bardzo ważne, by odciąć od zajęcia się ogniem dalszy teren.

Żeby tego było mało, i sami strażacy mieli podbramkową sytuację. - Zapalił się filtr w jednym z naszych samochodów. Na szczęście po godzinnej naprawie został przywrócony do sprawności - powiedział Marek Krygier.

To nie jedyny pożar

- W imieniu strażaków podziękowania dla rolników, dla mieszkańców wioski, za pomoc, za podanie zimnej wody. Szczególnie właściciel baru pięknie to zorganizował - dodał Marek Krygier.

Co było przyczyną pożaru? - Wszystko na to wskazuje, że rozgrzane elementy prasy - usłyszeliśmy.

- W tym samym czasie mieliśmy pożar w Słabomierzu. Spaliło się pół hektara słomy po kombajnie. Na miejsce pojechały jednostki OSP Żnin, Cerekwica, Brzyskorzystewko, Gąsawa, Białożewin. Akcja trwała godzinę. Też doszło do przegrzania prasy.

- Warunki są obecnie ekstremalne, zatarcie łożyska zdarza się dość często. Czasem operator na chwilę dosłownie się odwróci i już jest ogień - komentuje Marek Krygier.

To nie jedyne wyjazdy w ostatnich dniach. Były też pożary w gminie Łabiszyn (dwa na polach) i w Sadłogoszczy.

Bardzo profesjonalnie

- Byliśmy pod wrażeniem, że strażacy tak szybko zaczęli działać - opowiada Janusz Radzikowski, inowrocławianin, który w Chomiąży ma działkę.

- To wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie, akcja była skoordynowana, nadleśnictwo wspomagało. Dodatkowo rolnicy objeżdżali pole, żeby ogień nie przedostał się do lasu. Wodę zrzucił też dromader.

- Po tym wszystkim uznaliśmy, że strażacy robili to z taką pasją, zaangażowaniem, że trzeba się odwdzięczyć - dodał Radzikowski w imieniu swoim i mieszkańców.

O całej akcji, a także pomyśle, poinformował dodatkowo na Facebooku. Zamieścił zdjęcia.

Już od 10 lat!

Akcje wsparcia to, jak się okazuje, w Chomiąży nie nowość. - Anna Sochańska, właścicielka baru "Pod strzechą", który to prowadzi od 10 lat, co roku, na zakończenie lata, inicjuje akcję charytatywną na rzecz dzieci z tutejszych świetlic środowiskowych. - To właśnie ona jest motorem tych pomocowych przedsięwzięć. Wcześniej przynosiliśmy do baru plecaki, piórniki, kredki, zabawki, a pani Ania to później przekazywała potrzebującym w imieniu chomiąskiej społeczności .

- Tym razem, po pożarze, wymyśliliśmy, że ufundujemy coś dla strażaków. W podzięce za sprawną akcję.

- Już orientowaliśmy się w specjalistycznym sklepie. Może to będą buty, kaski, węże - słowem, co potrzebne. Rokrocznie udawało nam się zebrać dla dzieci między 2 a 4 tys. złotych. Liczymy, że i tym razem mieszkańcy będą hojni.

- Zresztą już jesteśmy po spotkaniu - większość była za!

- Ustaliliśmy, że na koniec lata zaprosimy strażaków (poprosimy, by podjechali wozem), ale i dzieci - na imprezę, aby je zainteresować sprzętem, powiedzieć o działaniach przeciwpożarowych. Wówczas też uhonorujemy funkcjonariuszy. Bo myśmy się strasznie wszyscy bali tego ognia. A dzięki nim nasz dobytek pozostał nietknięty - dodał Janusz Radzikowski.

Czytaj e-wydanie »
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska