Słowo kontra słowo. Każdy zasłania się swoimi argumentami.
I tylko nieliczni niepalący dopuszczają myśl o sąsiedzie palaczu. Przewagę mają jednak zwolennicy palenia. I nie chodzi tylko o liczebną przewagę - w Polsce według badań pali średnio co czwarta osoba - ale też o to, że stoją za nimi przepisy. Na stadionie, według regulaminu, palić nie wolno. Przypominają o tym tylko tabliczki. Jednak chłop swoje a baba swoje. Z przepisów nikt sobie nic nie robi. A klub ma problem. I to palący. Oburzeni nikotynowi abstynenci pytają: czemu tak jest? Odpowiedzi szukać próżno, chociaż prezes Unibaxu Wojciech Stępniewski rozważa kompromis i myśli nad wytyczeniem specjalnych stref dla palaczy.
Logicznie myśląc skutecznym straszakiem dla palących w miejscach zakazanych byłyby kary. Ale to akurat nie wchodzi grę.
No tak, dla wielu przepisy są po to, by je łamać. Co ciekawe, w sektorze dla VIP-ów podczas ostatniego meczu były ustawione popielniczki. Ale w końcu, co wolno wojewodzie, to nie tobie...