Bo przecież kto jak kto, ale Urban był nosicielem atrybutów, które zapisały się w historii. I bynajmniej, nie tylko o uszy tu chodzi - jeszcze w PRL wzbudzał niezdrowe emocje, mawiając „dowód mojego żydostwa zwisa mi między nogami”. Znając specyficzne poczucie humoru Urbana, nie sposób wykluczyć, że zobaczymy go jeszcze w Plastinarium Gunthera von Hagensa w Guben.
O zmarłych ponoć dobrze albo wcale. Więc nie będę tu mówić źle o Jerzym Urbanie, natomiast nie mogę nie odnotować zjawisk obiektywnych. Bo Urban był człowiekiem, który na rzeczywistość wpłynął w sposób bezprecedensowy, co warto przypominać, ponieważ wielu czytelników z przyczyn obiektywnych nie może pamiętać rzeczywistości stanu wojennego. Otóż przed Urbanem system miał gębę ponurą, groźną, ewentualnie pobłażliwą. Urban uczynił w tym wizerunku wielką zmianę, faszerując oficjalne komunikaty pikantną mieszanką sarkazmu, ironii i cynizmu. Czegoś takiego PRL-owska rzeczywistość, przetkana grotestkową „etyką człowieka socjalizmu”, dotąd nie znała. Tak oto narodził się pierwszy celebryta władzy obozu demokracji ludowej.
Urban sprawiał wrażenie, jakby rozkoszował się nienawiścią, jaką wzbudzał. Trzeba przyznać, że na masochistyczny show, jakim były cotygodniowe konferencje prasowe rzecznika rządu (które również były nowością) przyciągały do odbiorników miliony widzów, a zagranicznym publicystom, dawały cotygodniowe „mięso” do obróbki. I to właśnie na konferencjach Urbana wykiełkowało ziarenko cynizmu, które już w wolnej Polsce rozkwitło jak dziwadło olbrzymie w równikowych lasach (ten kwiat ścinający z nóg zapachem padliny).
W rzeczywistości postpeerelowskiej Urban mógł już rozwinąć skrzydła i pławić się w swojej poetyce. I choć informacje w swoim tygodniku miewał dobre i często strzelał trafnie, to jednak nie dziennikarska misja była jego celem. Bo nie identyfikował ran po to, aby je leczyć - rozkoszował się ich ropieniem.
Ktoś nazwał kierującą nim ideologię „panświnizmem” - wizją świata, w której nie ma ludzi o czystych intencjach i dobrych pobudkach. Optyka panświnizmu jest (pośmiertnym) tryumfem Urbana. Wirus panświnizmu rozpowszechnia się szybko, a szczepionki na horyzoncie nie widać.
