https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Władza się kłóci, a dzieci cierpią

Sybilla Walczyk
Wojewoda Rafał Bruski ogłosił wczoraj w Bydgoszczy, że "wszczął procedurę zmierzającą do wykreślenia toruńskiego oddziału urologii i chirurgii dziecięcej z rejestru".
Wojewoda Rafał Bruski ogłosił wczoraj w Bydgoszczy, że "wszczął procedurę zmierzającą do wykreślenia toruńskiego oddziału urologii i chirurgii dziecięcej z rejestru". fot. sxc
Marszałek i wojewoda spierają się o to, który z nich może zamknąć szpitalny oddział w Toruniu, a płacą za to mali pacjenci i ich rodziny.

Wojewoda Rafał Bruski ogłosił wczoraj w Bydgoszczy, że "wszczął procedurę zmierzającą do wykreślenia toruńskiego oddziału urologii i chirurgii dziecięcej z rejestru". W tym samym czasie wicemarszałek Edward Hartwich uspokajał w Toruniu, że oddział nie zostanie zamknięty.

Zamknąć i już!
Mowa o oddziale urologii i chirurgii dziecięcej Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Toruniu. Jako pierwsi, na początku czerwca, ujawniliśmy, że ze względu na brak specjalistów, oddziałowi, który rocznie leczył dwa tysiące małych pacjentów, grozi zamknięcie.

Andrzej Prokurat, regionalny konsultant ds. chirurgii, a zarazem szef kliniki chirurgii dziecięcej w bydgoskim Szpitalu Uniwersyteckim im. Jurasza, oraz Rafał Bruski chcą zamknąć oddział.

Urząd Marszałkowski, który jest organem założycielskim dla placówki, dyrektor szpitala Hanna Streich i konsultant krajowy ds. chirurgii, stanowczo się temu sprzeciwiają.

Zdezorientowani są wszyscy, a najbardziej rodzice małych pacjentów, toruńskiej lecznicy.

Wczoraj w Toruniu marszałek Edward Hartwich uspokajał, że trwają rozmowy z lekarzami zainteresowanymi kierowaniem tym oddziałem, a, póki co, pacjenci mają zapewnioną opiekę.

- Tymczasowo, do czasu rozwiązania problemu, pracuje tu dwóch specjalistów - tłumaczył.

Dyrektorka szpitala, Hanna Streich, nie stosuje się do nakazów regionalnego konsultanta ds. chirurgii, Andrzeja Prokurata, który również ogłosił, że oddział należy zamknąć.

- Profesor zakazał przyjmować nowych pacjentów na oddział - mówi. - Ale ponieważ są lekarze, nie widzę powodu, dla którego pacjenta z Chełmży, który potrzebuje konsultacji, mam kierować do Bydgoszczy. Wykreślenie oddziału z rejestru, to koniec jego istnienia.

Nie rozmawiali
Czy wojewoda, poparty stanowiskiem regionalnego konsultanta, może zamknąć oddział?

Edward Hartwich początkowo był przekonany, że nie. Ale zbity z tropu informacją o posunięciu wojewody, nie był już tak pewny swego stanowiska. - Wydaje mi się, że tylko Urząd Marszałkowski może o tym zadecydować - mówił Edward Hartwich. - Ale być może Urząd Wojewódzki też ma takie możliwości.

- Wojewoda musiał wszcząć postępowanie, taka jest rola organu kontrolującego - tłumaczy Piotr Kurek, rzecznik wojewody. - Do 24 czerwca daliśmy czas placówce na znalezienie specjalistów.

Choć w weekend, podczas uroczystości związanych ze świętem województwa, marszałek Piotr Całbecki i wojewoda Rafał Bruski widzieli się nie raz, najwyraźniej o problemie oddziału nie rozmawiali. Podobnie wicemarszałek Hartwich, choć odpowiedzialny za służbę zdrowia, nie spotkał się z prof. Andrzejem Prokuratem.

Zła opinia
- Nie ma pan wrażenia, że profesor Andrzej Prokurat robi wszystko, żeby doprowadzić do zamknięcia toruńskiego oddziału? - pytali wczoraj Hartwicha dziennikarze.

- Nie, nie mam takiego wrażenia - zapewniał wicemarszałek.

Tymczasem profesor Andrzej Prokurat jeszcze trzy dni temu zapewniał, że rozmawia z lekarzami zainteresowanymi pracą Toruniu. Przekonywał, że robi wszystko, by do zamknięcia oddziału nie dopuścić.

Brak lekarzy na oddziale tłumaczył jego "złą opinią".

Nawiązywał tym samym do kontrowersji związanych z odwołaniem docenta Marka Orkiszewskiego, który przez kilka lat był ordynatorem tego oddziału. Znakomity chirurg znany jest jednak także z "niewyparzonego języka". Krytykował wiele razy swoich kolegów po fachu oraz poprzednie, eseldowskie, władze województwa. Prof. Andrzej Prokurat przyczynił się także do odejścia docenta Orkiszewskiego z Torunia. Od tego czasu oddział urologiczny przeżywa kłopoty.

Będą chętni?
W piątek okaże się, czy znajdą się lekarze zainteresowani pracą w toruńskim szpitalu. Tego dnia mija termin wyznaczony przez dyrektor szpitala w ogłoszeniu o naborze.

Marszałek Hartwich nie chciał wczoraj rozmawiać o tym, co będzie, jeśli w piątek okaże się, że nikt się nie zgłosił.

Z prof. Andrzejem Prokuratem nie udało się nam porozmawiać.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

p
pacjent
widocznie ta sytuacja udziela się pracownikom pielęgniarki chodzą obrażone, jakby pracowały za karę, często brakuje podstawowych słów: proszę, dziękuję. Dodatkowo brak podejścia do dzieci a przecież to szpital dziecięcy!!! Wiele spraw załatwia się krzykiem na pacjentów, a przecież wszystko można załatwić spokojnie. Trzeba podkreślić, że pielęgniarki uśmiechają się ale tylko przy lekarzach!!! Takie podejście pielęgniarek źle wpływa na powrót dzieci do zdrowia. Szpital ten nie ma nawet porównania do szpitala zakaźnego w Toruniu pod względem podejścia do pacjenta i atmosfery.
p
pracownik
Dyrektor szpitala (H. Streich) to zapatrzona w siebie osoba!wiecznie obrazona i niedostępna dla pracowników. Dba tylko o interesy swoich znajomych tj. lekarzy a nie o zwykłych pracowników. nie daje sobie rady z zarządzaniem szpitalem. jest zainteresowana tylko kasą, a nie pracownikami (oczywiście z wyjątkiem lekarzy) marszałek powinien dawno ją wyrzucic.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska