Do tragedii doszło w ub. roku w mieszkaniu przy ul. św. Antoniego we Włocławku. Martwego noworodka znaleźli włocławscy policjanci. Po tym, jak otrzymali zgłoszenie ze szpitala, że pogotowie przywiozło kobietę po porodzie, ale nie ma dziecka, pojechali do domu matki. Jak się okazało, martwy chłopczyk, zawinięty w foliowy worek, był... w szafie. Joanna K. nie pamiętała jednak, że rodziła, ani tego, że była w ciąży.
Sekcja zwłok wykazała, że dziecko przyszło na świat pomiędzy 30 a 32 tygodniem ciąży. Urodziło się żywe. Przyczyną zgonu było prawdopodobnie wychłodzenie organizmu. Włocławska prokuratura oskarżyła Joannę K. o dzieciobójstwo i skierowała sprawę do sądu.
W marcu w Sądzie Okręgowym rozpoczął się proces. Kobieta odpowiadała z wolnej stopy.
Sprawa toczyła się za zamkniętymi drzwiami. Przewodniczący składu orzekającego, sędzia Grzegorz Jankowski, na wniosek obrońcy Stanisława Podgórskiego wyłączył bowiem jawność rozprawy tłumacząc to charakterem sprawy i "troską o dobre obyczaje". Utajnione było także uzasadnienie wyroku.
Joanna K. została skazana na dwa lata więzienia, ale sąd zawiesił wykonanie kary na cztery lata. Skład orzekający uznał bowiem, iż noworodek nie otrzymał odpowiedniej opieki, przez co zmarł, na skutek szoku poporodowego matki.
Przez najbliższe cztery lata Joanna K. będzie też pod nadzorem kuratora. Wyrok jest nieprawomocny.
Skazana włocławianka ma już czworo dzieci. Troje wychowuje, najstarsze znajduje się pod opieką byłego męża.