Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Czechyra - śpiewający ksiądz

Tekst i fot. DARIUSZ NAWROCKI [email protected]
Proboszcz Wojciech Czechyra wyznaje, że piosenka to według niego najlepszy sposób na komunikowanie się z ludźmi.
Proboszcz Wojciech Czechyra wyznaje, że piosenka to według niego najlepszy sposób na komunikowanie się z ludźmi.
Ksiądz proboszcz szukał pieniędzy na ratowanie kościoła. Stworzył więc na plebanii swoje studio nagrań i metodą chałupniczą wydał płytę.

Do tej pory sprzedał ich ponad trzy tysiące.

W Pieraniu, niedaleko Inowrocławia, od kilku wieków stoi piękny, drewniany kościół. Od kilku lat jest remontowany. A to kosztuje. Proboszcz Wojciech Czechyra wykorzystuje wszelkie możliwości, by zdobyć pieniądze na remont zabytku. Od wielu lat pisze piosenki. Wreszcie postanowił na nich zarobić. W swoim malutkim studiu na plebanii nagrał płytę.

Antek muzykant
Muzyka zawsze była mu bardzo droga. Na plebani ma kilka tysięcy płyt kompaktowych i winylowych. - I chyba jako jedyny w dekanacie mam magnetofon szpulowy - śmieje się. Uprzedza, że nie jest rasowym muzykiem. Nazywa siebie Antkiem muzykantem. - U mnie w rodzinie, jak w Kelly Family, wszyscy na wszystkim grali. Ja również. Nigdy nie nauczyłem się grać porządnie na jednym instrumencie. Efekt jest taki, że gram na każdym po trochu. To ,co robię, traktuję jako część mojej pracy. Po prostu przydarzyła się w moim życiu płyta. I tylko tyle - wyznaje.

Jak był jeszcze wikariuszem w Inowrocławiu, zgłosił się do instruktora, który w domu kultury prowadził szkołę akordeonu. Chciał się wreszcie porządnie nauczyć grać na tym instrumencie. Pan instruktor chwycił jego dłonie, pomacał paluszki i powiedział ze smutkiem: - Akordeonisty już z księdza nie będzie. Kupił więc sobie gitarę. - Tak długo rzępoliłem, aż się nauczyłem na tyle, że bez skrupułów występuję publicznie.
Multiinstrumentalne umiejętności wykorzystał na swojej płycie zatytułowanej "Dla Ciebie Matko". Słychać na niej dźwięki organów, akordeonu, gitary i harmonijki ustnej. Sam grał na tych wszystkich instrumentach. Sam je zmiksował. Sam kopiował płyty i je rozprowadzał. Sprzedał już ponad 3 tys. egzemplarzy. - To był poważny zastrzyk finansowy dla parafii - mówi z dumą. - Płyta chwyciła. Byłem zaskoczony, że aż tak bardzo. Pielgrzymi, zwłaszcza starsi, lubią takie melodie. Śpiewam o matce, a ten temat jest każdemu bliski - tłumaczy.

Wpadają w ucho
Piosenki, które trafiły na płytę, znają wszyscy parafianie. Śpiewają je podczas mszy. - Jak tylko proboszcz wyjdzie z czymś nowym, przychodzimy do kościoła na piętnaście minut przed mszą i uczymy się - opowiada parafianin Stanisław Skowron. Zapewnia, że robią to z przyjemnością. - Te piosenki łatwo wpadają w ucho - mówi.
Proboszcz wyznaje, że piosenka to najlepszy sposób na komunikację z ludźmi. - Słowa w kazaniu trafią do małej garstki i są trudniejsze w odbiorze. A tu ludzie wychodzą z kościoła i słowa piosenki nucą pod nosem. Dzięki piosence moje słowa są z nimi dłużej - mówi ksiądz.

Nie wszystkie piosenki, które pisze trafiają pod dach kościoła lub na płytę. Większość ląduje w szufladzie. Najbardziej surowym cenzorem jest jego mama. Potrafi powiedzieć: - To się nie nadaje. Ludziom to się nie spodoba. Weź schowaj to do szuflady i nie pokazuj tego nikomu. Ksiądz posłusznie wykonuje polecenie mamy. I tak piosenka czeka na lepsze czasy lub na kolejne przeróbki słowne lub muzyczne.

Jeśli mamie piosenka się podoba, to nagrywa ją na kasetę i daje swojemu organiście. Ten ćwiczy ją, czasami wyzywa. W końcu jednak mówi: - Proboszczu jestem gotowy. Wówczas zamykają się z księdzem w kaplicy (- Żeby ludzi nie drzaźnić) i razem docierają szczegóły. Wreszcie przychodzi niedziela. - Biorę gitarę i wychodzę przed ambonę. Zakładam mikrofon przenośny na drucie, taki jak mają te wszystkie Dody, nie Dody. I śpiewamy - mówi proboszcz. Piosenki są melodyjne, takie, by każdemu trafiły w ucho. - Do kościoła przychodzą różni ludzie. I młodzi, i starzy. Staram się więc zachować ten złoty środek i znajdować takie linie melodyczne, które się wszystkim spodobają. Wychodzi z założenia, że piosenka, która nie jest śpiewana w kościele, umiera.

Czas na kapelę
Pieranie to magiczne miejsce. W drewnianym kościółku zawsze królowała muzyka. Do dziś w jego wnętrzach zachowały się przepiękne polichromie przedstawiające kapelę pierańską. Kapela taka funkcjonowała tu w XVIII wieku. Grała tak dobrze, że swymi występami uświetniała zgromadzenia generalne kapituły kruszwickiej, a spośród jej członków rekrutowało się wielu muzyków kapeli katedralnej w Gnieźnie i Włocławku.

Ludzie powiadają, że czasami we wnętrzu kościoła słychać przepiękne nieszpory, arie, litanie i koncerty w wykonaniu muzyków sprzed wieków. Rafał Czyrnek, góral z Nowego Targu, który wraz ze swoimi kolegami z Podhala remontuje świątynię, zakochał się w tym miejscu. - Byłoby fantastycznie, gdyby taka kapela tu znowu powstała. A kto inny ma ją założyć, jak nie ksiądz proboszcz?
***
Płytę księdza Wojciecha Czechyry pt. "Dla Ciebie Matko" można zamówić przez stronę internetową: www.pieranie.k9.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska