Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wolne krowy z Ciecierzyc mają wady. Wolnych krów jest coraz mniej. Sytuacja ze stadem jest patowa

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
Rok temu stado liczyło sobie prawie 200 sztuk. Dziś jest ich o kilkadziesiąt mniej.
Rok temu stado liczyło sobie prawie 200 sztuk. Dziś jest ich o kilkadziesiąt mniej. Jarosław Miłkowski
Stado słynnych wolnych krów sukcesywnie się kurczy. Ze 186 sztuk, które rok temu trafiły do Lipek Wielkich, w ciągu roku padło 75 sztuk. W trakcie wizji lokalnej nie stwierdzono nieprawidłowości. Co się zatem dzieje? Część zwierząt ma wady genetyczne.

- Niektóre z tych krów mają po półtora roku, a wyglądają jakby miały osiem miesięcy. Część z tych słabych sztuk zostało zacielonych przez byki. A one nawet nie są w stanie urodzić potomstwa. Cesarskie cięcie też nie wchodzi w grę, bo one by go nie przeżyły - mówi nam Monika Pietrzak z Lipek Wielkich. Od roku wraz z mężem Mariuszem Myszkowskim jest właścicielem stada wolnych krów. Wiele miesięcy temu o stadzie było głośno najpierw na całą gminę Deszczno, a później na całą Polskę.

WIDEO: Tak żyło stado wolnych krów

Bracia nie zapanowali nad stadem

Stado krów przez lata należało do braci bliźniaków z Ciecierzyc. Z czasem zaczęło się ono rozrastać, krów przybywało i bracia stracili nad nimi kontrolę. Krowy zjadały plony innym rolnikom, wchodziły na ulice przed samochody i stały się problemem dla mieszkańców, którzy jego rozwiązania szukali nawet u wojewody.

W maju 2019 r. wojewoda Władysław Dajczak ogłosił, że Ministerstwo Rolnictwa dało 350 tys. zł na wybicie i utylizację stada (nie mogło ono pójść do rzeźni, bo nawet nie miało tzw. paszportów). A że rozrastało się między spokrewnionymi sztukami, było więcej jak pewne, że jest wadliwe genetycznie. Zdaniem Pietrzak teraz widać to doskonale. Wady rozwojowe są jedną z przyczyn tego, że stado krów kurczy się w zastraszającym tempie.

Gdy na przełomie stycznia i lutego zeszłego roku krowy trafiały do Lipek Wielkich, było ich 186 sztuk. Przez rok padło jednak aż 75 zwierząt.

Pisano nawet do papieża

Zanim krowy trafiły do Lipek, przez wiele miesięcy trwała walka o ich uratowanie, a później o znalezienie dla nich nowego domu.
Za krowami z „wyrokiem ubicia” wstawiali się obrońcy zwierząt z całej Polski. Regularnie przyjeżdżali do rezerwatu Santockie Zakole, gdzie krowy oczekiwały na rozwiązanie sytuacji. Przez „miasteczko” obrońców, które powstało przy rezerwacie przez kilka miesięcy, przewinęło się około 200 osób. W sprawie krów obrońcy pisali m.in. do prezydenta Andrzeja Dudy, do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, a nawet do papieża Franciszka. Ostatecznie krowy zostały „ułaskawione”.

Ponieważ bracia bliźniacy zostali pozbawieni praw do zwierząt, stado trafiło pod kuratelę zielonogórskiego Biura Ochrony Zwierząt. Po wielu perturbacjach ze znalezieniem tego, kto chciałby przyjąć całe stado, krowy trafiły do Lipek Wielkich.

Obskakują jedna drugą

- Wzięliśmy krowy, bo chcieliśmy się nimi zaopiekować. Nawet przez głowę nie przeszło nam, byśmy mogli je sprzedać - mówi M. Pietrzak. - Pieniędzy, które na nie wydajemy, nawet nie liczymy - dodaje M. Myszkowski, mąż pani Moniki. A na krowy idzie wiele tysięcy złotych.

Dziś krowy jednak padają niemal jedna za drugą. I nie w każdym przypadku winą są wady genetyczne. Bydło ginie także dlatego, że się tratuje. Dochodzi do tego w stadzie byków i w stadzie krów (na prośbę obrońców zwierząt zostały one oddzielone).

„Był raj, a jest piekło”

- Pomiędzy bykami dochodzi do aktów homoseksualnych. Byk, gdy odczuwa popęd, a nie mam krowy, rani innego byka. Podobnie jest z krowami. Gdy są w okresie rui, wskakują jedna na drugą i np. łamią tej drugiej kręgosłup - mówiła nam kilka dni temu właścicielka stada. O sprawie pisaliśmy w poniedziałek 1 lutego w tekście: „W ciągu roku padło aż 75 wolnych krów. Dlaczego?”. Obrońcy krów alarmowali w nim, że „w stadzie źle się dzieje”. W związku z doniesieniami o podaniu krów, na Pietrzak i Myszkowskiego w ostatnich tygodniach po raz kolejny „wylał się hejt”.

„Krówki żyły sobie w raju, a teraz żyją w piekle”, „Miało być wolne stado, a zrobił się z tego obóz koncentracyjny”, „Stworzyli im niewolę” - to tylko kilka z wpisów na facebookowym profilu poświęconym stadu.

- Czego byśmy nie zrobili, to jest źle. Teraz zwierzęta się obskakują, a gdyby oddzielić każdą sztukę od innej, to wtedy byłaby niewola, a nie wolne stado. A my przecież wzięliśmy je, aby mogło ono dożyć u nas swoich dni. Zrobiliśmy to z potrzeby serca - mówią właściciele stada.

Krowa pada ni stąd, ni zowąd

Problem z padaniem krów dotyczy przeważnie sztuk, które przyszły na świat w latach 2017-2019. Wieczorem krowa wydaje się okazem zdrowia, a rano właściciele znajdują ją martwą. W czasie sekcji zwłok okazuje się, że przyczyną padnięcia była np. wada serca.

- Krowy padały już wcześniej, gdy jeszcze nie miały nowego właściciela - uważa Izabela Kwiatkowska z Biura Ochrony Zwierząt.

- Krowy padały już wcześniej, gdy jeszcze nie miały nowego właściciela - uważa Izabela Kwiatkowska z Biura Ochrony Zwierząt. - Żyły one jednak na dużym terenie i ciężko było to dostrzec. A w tym, że sztuk, które padły, nie było widać, pomagały jeszcze wilki i lisy. One załatwiały sprawę cielaków. Cielaki były też wykradane przez okolicznych mieszkańców. W tamtym czasie okazywało się, że w okolicy „rodzi się” dużo krów bliźniaków - dodaje zielonogórzanka.

Chce odebrania stada

W sprawie krów od miesięcy interweniuje powiatowy lekarz weterynarii w Gorzowie - Edyta Siwicka. Jej zdaniem właściciele stada nienależycie dbają o zwierzęta. W związku z tym Siwicka złożyła do wójta Santoka pismo, aby odebrał on stado nowym właścicielom. Wójt jednak odmówił. Siwicka zaskarżyła więc jego decyzję w Samorządowym Kolegium Odwoławczym, a gdy ten odrzucił zaskarżenie, poszła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (sprawa jest w toku). Siwicka złożyła też w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez właścicieli. Prokuratura sprawę umorzyła, ale Siwicka złożyła na tę decyzję zażalenie do sądu. Czeka na rozstrzygnięcie.

Zastrzeżeń nie ma

Po tym, gdy wójt otrzymał wniosek o odebranie stada, w Lipkach Wielkich odbyła się wizja lokalna bydła. 40 hektarów, gdzie przebywają krowy, jałówki i cielęta oraz 1,2 tys. mkw., gdzie są buhaje, wizytował dr n. wet. Przemysław Cwynar z Wrocławia.

Do warunków utrzymania bydła - zarówno stada krów, jałówek i cieląt, jak też osobno utrzymywanych buhajów - nie miał zastrzeżeń. „Dysponują one wodą pitną w cyklu całodobowym. Mają doskonałą bazą żerową. Właściciel zapewnia także codzienne dostarczanie świeżych balotów słomy i siana” - napisał doktor weterynarii w swojej opinii. Część dokumentu poświęcił także wadom genetycznym. Do chowu wsobnego, czyli kojarzenia się spokrewnionych osobników, dochodziło m.in. dlatego, że na jednego byka przypadały średnio ponad dwie krowy. „Doprowadziło to do zaniku zmienności genetycznej. A takie implikacje mogą być przyczyną występowania rozmaitych komplikacji zdrowotnych i hodowlanych, m.in. martwych urodzeń lub licznych komplikacji okołoporodowych” - pisał Cwynar. Dodawał, że wysoki stopień pokrewieństwa między bykiem i krowy może prowadzić także do osłabienia rodzących się cieląt oraz ich niższej odporności. „Trudno zatem obarczać obecnego właściciela winą za losy stada” - napisał doktor w dokumencie.

Cwynar odniósł się także do obskakiwania bydła w stadach żeńskim i męskim. „To całkowicie naturalne zachowanie, które zazwyczaj ma na celu realizację i naśladowanie zachowań płciowych. Nie sposób doszukać się nieprawidłowości ze strony właścicielskiej, która w sposób celowy prowadziłaby do upadków wielu sztuk bydła” - napisał. Zasugerował przy tym, by zwierzętom zbudować kwatery, a wniosek powiatowego lekarza weterynarii, by odebrać stado, uznał za bezzasadny.
Kwatery zostały zrobione. Bydło zostało podzielone na cztery mniejsze stada (młode krowy, dorosłe krowy, młode byki, dorosłe byki). Problemu to jednak nie rozwiązało.

- Ja nie mam zastrzeżeń co do warunków, w jakich żyje stado. Zadaniem pani Pietrzak jest jednak zadbać o to, żeby zwierzęta się nie tratowały - mówi Edyta Siwicka, powiatowy lekarz weterynarii.

Mimo podzielenia stada na jeszcze mniejsze grupy, zwierzęta cały czas się tratują. Sposobu na to, by bydło się nie raniło nie ma.
- Sytuacja jest patowa - przyznają właściciele stada. By stado mogło w naturalny sposób dożyć swoich dni (część młodych krów pada, ale część rodzi się zdrowa), minąć może nawet jeszcze 20 lat.

Czytaj również:
Krowy z Ciecierzyc. Anna Lewandowska, Filip Chajzer, Natalia Kukulska i inne gwiazdy są za uwolnieniem krów z Ciecierzyc

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wolne krowy z Ciecierzyc mają wady. Wolnych krów jest coraz mniej. Sytuacja ze stadem jest patowa - Gazeta Lubuska

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska