Czy dlatego 10 czerwca 2019 roku przed 7 rano rzucił się z nożem na wrocławskiego kapłana Ireneusza B., gdy ten szedł odprawić mszę w Kościele Najświętszej Marii Panny na Piasku? W śledztwie Zygmunt W. opowiadał różne rzeczy. Najpierw przyznał się do zarzutów usiłowania zabójstwa. Mówił, że kilka dni przed atakiem usłyszał od księdza seksualną propozycję i chciał go ukarać. Potem, że wymyślił to wszystko by „zaistnieć w mediach”, a tak na prawdę to nie on zabił tylko Białorusin Aleksandr. Owszem on jest dziś antyklerykałem. Tylko nie chce zabijać księży, a sprawiać by przechodzili na „jasną stronę mocy”.
Ma 56 lat. Urodził się na wsi. W wieku 21 lat wstąpił do zakonu Franciszkanów Konwentualnych. Wcześniej widział księży, widział jaki mają szacunek. Myślał, że z nim będzie tak samo. Będzie szanowany i będzie pomagał ludziom. Skończył seminarium, został kapłanem. W 1993 roku odszedł z zakonu. Jeszcze jako kleryk usłyszał historię o księdzu – pedofilu, który bardzo skrzywdził 14 latka. „Sprawa została zamieciona pod dywan” - mówił na przesłuchaniu w śledztwie. Dodając, że od jednego z nauczycieli, „mistrzów” w zakonie usłyszał, że trzeba tego księdza za wszelką cenę bronić bo „motłoch nie będzie rządzić w kościele”.
Po odejściu z zakonu zamieszkał z kobietą, którą poznał jeszcze jako kleryk. Kilka lat temu zmarła. Stracił cały majątek – pieniądze, dom, który wybudowali w miejscowości pod Łodzią. „Gdyby nie jej śmierć, nie szukałbym nowej definicji życia. Pojawiła się pustka, którą trzeba było czymś zapełnić” - mówił.
Próbował różnych prac. Był gońcem w łódzkim magistracie, miejskim strażnikiem. Ostatnio pracował na budowie, ale go zwolnili. Kilka miesięcy temu trafił do Wrocławia. Był bezdomnym włóczęgą. Na początku czerwca kupił nóż. Najpierw mówił, że kupił, bo chciał postraszyć księdza, który złożył mu seksualną propozycję. Potem, że nóż kupił, żeby chleb masłem smarować. Ale to nie był nóż kuchenny. Był ze sklepu z militariami. Ale tak jakoś mu do reki przypasował.
Rano 10 czerwca Zygmunt W. z tym nożem znalazł się w przedsionku kościoła na Wyspie Piaskowej. Zdaniem prokuratury to on, a nie żaden Białorusin, zaatakował kapłana. W tym samym czasie ulicą Najświętszej Panny Marii szedł z rowerem Robert P. Najpierw usłyszał krzyk „łapać nożownika”, a potem zobaczył mężczyznę w marynarce. Fragment zeznań: „szedł w moim kierunku i trzymał coś pod marynarką. Krzyknąłem, żeby rzucił nóż. Mężczyzna wyrzucił nóż, podniósł ręce i oparł ręce na ścianę kościoła. (…) Mężczyzna zachowywał się tak jakby się nic nie stało. Jedyne co powiedział tak sam z siebie to: „może jakiemuś dziecku uratowałem życie, jednego pedofila mniej”.
Kiedy wyprowadzano go z posiedzenia w sprawie tymczasowego aresztowania dziennikarze dopytywali czy to co zrobił miało związek z filmem braci Sekielskich o pedofilii w Kościele. „To jest dobry trop” - odpowiedział, dodając, że nie żałuje tego co zrobił. Potem w śledztwie powie, że filmu nie oglądał, ale „miał świadomość skali problemu”.
Na jednym z ostatnich przesłuchań wyjaśnił: „Bezpośrednio nie mam wiedzy o jakichś niedozwolonych czynach księdza Ireneusza. Jednak z mojego 10-letniego pobytu wśród kleru, gdzie byłem wyświęconym kapłanem wiem, że jeśli nawet się samemu nie popełnia grzechu pedofilii, to się wie o takich grzechach, popełnianych przez innych księży”.
Mówił, że jako młody zakonnik liczył, że uda mu się kościół zreformować, ale potem stracił tę wiarę. „Uznałem, że encyklopedysta francuski z czasów Rewolucji Francuskiej Denis Diderot miał rację mówiąc „człowiek nie będzie wolny dopóki ostatniego despoty nie powieszą na wnętrznościach ostatniego klechy”. Osobiście uważam, że takie sprawy należy załatwiać bardziej w sposób pokojowy niż eliminować fizycznie księży” - dodał.
Ale w aktach znaleźliśmy list, jaki chciał wysłać do kogoś z rodziny. Jak każdy list tymczasowo aresztowanego przeszedł przez prokuratorską cenzurę. Prokurator zdecydował, by zostawić ten list w aktach. Jest dziś jednym z dowodów w tej sprawie. Bo są w nim ważne dla śledztwa rzeczy, mówiące o motywacji oskarżonego
Oto jego fragment
„Od wielu miesięcy słyszę od innych często pytania Dlaczego? Najkrócej mówiąc dla większej chwały Bożej, dla dobra innych. Przecież żaden uczciwy człowiek nie chce aby były molestowane dzieci przez zboczeńców w sutannach. Każdy na sądzie bożym będzie musiał się czymś dobrym wykazać. Jak ocenią to ludzie obecnie żyjący, nie zmieni to zapewne oceny Boga. Mogę dziś powiedzieć, wzorując się na Jezusie, nie płaczcie nade mną, płaczcie nad swoimi proboszczami i ich resztą.”
ZOBACZ TEŻ:
Tragiczny wypadek pod Wrocławiem na drodze krajowej 8. Jedna...
