– Jak pierwszy raz przyszedł do naszej kancelarii, to wyglądał tak, jakby dopiero opuścił Auschwitz. Był wychudzony, miał zapadnięte policzki, szczudlaste nogi i styrane ręce, umięśnione jedynie poprzez ciężką pracę – mówi Onetowi mec. Dominik Góra, pełnomocnik Mikołaja Jerofiejewa.
Mikołaj Jerofiejew przyjechał do Polski z okolic Smoleńska w 1989 roku, miał wtedy 28 lat. Był spawaczem, obsługiwał żołnierzy Armii Czerwonej, którzy stacjonowali pod Bolesławcem. W 1993 roku wojska radzieckie opuściły Polskę, a Jerofiejew został w kraju. Przez 4 lata pracował na fermie drobiu w woj. dolnośląskim, następnie w 1997 roku trafił na fermę w Lisowicach pod Legnicą, prowadzoną przez małżeństwo - Alicję i Jana Ś.
Jak podaje Onet.pl, "Mężczyzna był zmuszany do pracy, ale nie otrzymywał za nią wynagrodzenia. Spał w brudnym i śmierdzącym pomieszczeniu, na pryczy z materacem, a do jedzenia otrzymywał resztki ze stołu. Czasami zgniłe i spleśniałe."
– Każda jego próba wyjścia poza fermę była przez właścicieli piętnowana. Grozili, że zgłoszą go na policję albo do straży granicznej i zostanie deportowany. Dlatego nawet nie podejmował prób ucieczki – tłumaczy w Onecie Dominik Góra.
Ucieczkę zorganizowała pracująca na tej samej fermie Jolanta Matejko wraz z Ewą i Krzysztofem Tyszkiewiczami, parą prowadzącą w okolicy podobny biznes. – Scena jak z filmu akcji. Pod osłoną nocy przyjechali po niego i zabrali na swoje gospodarstwo, gdzie pan Mikołaj przebywa do dziś – mówi Onetowi Dominik Góra. – Pomaga im z własnej i nieprzymuszonej woli. Chce u nich być. Z punktu prawnego nie może jeszcze pracować, ponieważ nie zezwalają na to polskie procedury. Ma jednak wszystko, co jest potrzebne do godnego życia – dodaje.
Jak informuje Onet.pl, "Jako potencjalny pokrzywdzony w sprawie o handel ludźmi Mikołaj Jerofiejew otrzymał od straży granicznej możliwość legalnego pobytu w Polsce przez trzy miesiące."
Źródło: Onet.pl
