Pośrednik Golba
Z naszych informacji wynika, że w probońkowym ugrupowaniu taki pomysł dojrzewał już od kilku tygodni, podobno Zibi wymyślił i namawiał Koźmińskiego na takie rozwiązanie. Dopiero jednak pod koniec lipca Mieczysław Golba - a zatem baron podkarpacki, który przymierzany jest przez Kuleszę do objęcia jednego ze stanowisk wiceprezesów w nowym rozdaniu - wystąpił w roli akuszera spotkania dwóch oficjalnych kandydatów na prezesa PZPN.
Na dzień dobry, w zamian - za rezygnację ze startu w wyborach - Koźmiński miał oczekiwać stanowiska wiceprezesa ds. szkolenia dla siebie, trzech miejsc w zarządzie, posady przewodniczącego komisji rewizyjnej, a także zachowania… Macieja Sawickiego na stanowisku sekretarza generalnego. A zatem pracownika PZPN, który zdążył już zrezygnować z posady, najbardziej oddanego żołnierza Bońka na dystansie ostatnich 9 lat. A podobno i szczodrze nagradzanego; w otoczeniu Kuleszy spekuluje się, że pobierający ostatnio podobno 48 tysięcy pensji ustępujący sekretarz generalny mógł dostać nawet prawie drugie tyle w formie premii. Gdyby ta informacja znalazła potwierdzenie, na dystansie 9 lat zebrałaby się spora sumka…
Dwie oferty nie do przyjęcia
Pierwsza oferta Koźmińskiego okazała się oczywiście nie do przyjęcia dla bloku Kuleszy. Nie trzeba zresztą być członkiem sztabu biznesmena z Podlasia, żeby - skoro tak mocno podkreślone zostały aspekty pokierowania organem kontrolnym i ciągłość pracy na stanowisku sekretarza, kluczowym w ostatnich latach dla zarządzania PZPN - dojść do wniosku, iż może mieć to na celu ewentualne zamiatanie pod dywan nieprawidłowości z ostatnich kadencji…
Koźmiński miał się jednak nie zrażać, i za drugim podejściem skorygować oczekiwania. Na: wiceprezesurę dla siebie, miejsca w zarządzie dla baronów gdańskiego (Radosław Michalski) i dolnośląskiego (Andrzej Padewski) oraz wiceszefa komisji rewizyjnej. I ta oferta nie miała jednak szans na realizację, ponieważ Kulesza ma być wyjątkowo uprzedzony do Padewskiego, który w kampanii miał atakować go bardziej nawet niż kandydat probońkowego stronnictwa na prezesa. Były szef Jagiellonii nie wyobraża sobie zatem współpracy w zarządzie z tym adwersarzem.
Zatem - odbyła się trzecia tura negocjacji. Wedle naszych źródeł za ostatnim razem, gdy do spotkania pretendentów na stanowisko prezesa PZPN doszło przy okazji niedawnego towarzyskiego meczu Wisły Kraków z SSC Napoli mowa była już jedynie o wiceprezesurze dla Koźmińskiego, jednym członku zarządu - którym miałby zostać Michalski, co jest dosyć ciekawym rozwiązaniem zważywszy na przebieg tej wyjątkowo długiej, trwającej już niemal półtora roku kampanii - i szeregowym członku komisji rewizyjnej.
Kandydatura Michalskiego nie wywołuje takich kontrowersji jak Padewskiego, co jednak nie oznacza, że szefowi Pomorskiego ZPN zawsze było po drodze z Kuleszą. Kiedy tworzyły się koalicje wyborcze, ten były piłkarz m.in. Legii i Widzewa Łódź, miał grać w ekipie budowanej przez człowieka z Podlasia. Potem jednak zupełnie zmienił front. Wyszło na to, że - mając wybór - postawił na złego konia. Prawdopodobnie będzie miał jednak szansę zachować miejsce w zarządzie PZPN.
Kto będzie rządził w PZPN?
Po co w ogóle Kuleszy w ścisłym kierownictwie PZPN - formalnie wciąż aktualny - konkurent, który przystępował do wyborów pod hasłem kontynuacji polityki Bońka? Otóż, w obozie zwycięzców już rozpoczęła się walka o powyborcze wpływy. Zainicjowana przez śląskiego barona, Henryka Kulę, który ma ogromny apetyty na zarządzanie federację z tylnego siedzenia; w świetle nieformalnej „umowy koalicyjnej” może być pewny posady wiceprezesa ds. organizacyjno-finansowych. Czyli de facto po 18 sierpnia ma zostać człowiekiem nr 2 w PZPN. Tyle że podobno takie usytuowanie nie spełnia ambicji Ślązaka, który sobie przypisuje stworzenie stronnictwa złożonego z aż 10 wojewódzkich baronów.
W kuluarach można się dowiedzieć, że już doszło do spięcia w kwestii wyłonienia nowego sekretarza generalnego. A w ślad za tym do sporu na tle ustalenia konkretnych kompetencji dla tego stanowiska w nowym rozdaniu. Kulesza może w tej cokolwiek przedwczesnej rozgrywce dotyczącej podziału formalnie niezdobytych jeszcze łupów, liczyć podobno na co najmniej pięciu… baronów. W celu poszerzenia swojej frakcji grał także na przyciągnięcie do niej Pawła Wojtali rządzącego w Wielkopolsce. Tyle że zabiegi mieszkańca Białegostoku storpedował… Kula, wmawiając poznaniakowi, że ten jest niechciany w ich stronnictwie przez… Kuleszę. Koźmiński - z bodaj 26 rekomendacjami, w każdym razie do uzyskania aż tylu przyznał się Padewski - wydaje się jednak silniejszym sprzymierzeńcem. A wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że - aby nie utracić sterowności nad koalicją - lider w wyborczym wyścigu na prezesa PZPN będzie potrzebował mocnych stronników.
Kula wyznaczył… sekretarza
Za Kulą ma bowiem stać szczwany lis i człowiek bardzo doświadczony w zakulisowych starciach wokół PZPN - Andrzej Placzyński, szef firmy SportFive. Ten sam, który przed kadencjami Bońka był nazywany - zupełnie nieprzypadkowo - Kardynałem Richelieu polskiego futbolu. Odsunięty przez Zibiego na daleki plan, teraz chciałby powrócić do pociągania za najważniejsze sznurki w związku i jego najbliższych okolicach związku. Najlepszy dowód stanowi fakt, że miał już zgłosić swego kandydata na… sekretarza generalnego. Konkretnie - pracownika agencji SportFive, Tomasza Rożenka. I nominowany miał potwierdzić w jednej z prywatnych rozmów, iż został już namaszczony przez… Kulę tę posadę.
Problem w tym, że Kulesza ma zupełnie innych faworytów. Długo był zresztą tylko jeden, szef jego wyborczej - i prowadzonej niezwykle sprawnie - kampanii, Piotr Szefer. Ten 31-letni prawnik już pod koniec czerwca naraził się jednak, podobno niewybaczalnie, Kuli. Uznał, że ma wszelkie kompetencje, aby zarządzać komunikatami wysyłanymi w imieniu całego stronnictwa i nie zgodził się na zmiany zaproponowane przez śląskiego barona do listu przesłanego później do wszystkich delegatów na zjazd wyborczy PZPN. To wtedy Szefer miał - na dobre - wypaść z wyścigu po stanowisko sekretarza. Z miejsca, z racji tego, że fachowo zarządza medialnymi aktywnościami Kuleszy, zaczął być natomiast łączony z funkcją szefa departamentu Komunikacji i Marketingu, w dwóch ostatnich kadencjach w związku piastowanej przez Janusza Basałaja. Podobno jednak sam Szefer nie widzi się w tej roli.
Syczewska lub Wachowski?
Jeśli zaś chodzi o kandydatów na sekretarza, to podobno Kulesza najchętniej obsadziłby w tej roli Agnieszkę Syczewską, swą najbliższą współpracowniczkę - i następczynię - w Jagiellonii. Kandydatura tej znanej i biegłej w sprawach zarządzania, a także czującej futbol menedżerki i prawniczki z Białegostoku także jednak - i to z miejsca - została oprotestowana przez Kulę. Podobno z uwagi na… podlaskie pochodzenie.
W zaistniałej sytuacji może okazać się, że jedyną kompromisową kandydaturę będzie stanowił Łukasz Wachowski, obecny dyrektor Departamentu Krajowych Rozgrywek w PZPN. Choć w tym przypadku głośno stawiane są pytania wobec kogo byłby lojalny w pierwszej kolejności ten jeden z najbliższych obecnie współpracowników Bońka.
Kwestia lojalności - kluczowa
A kwestia lojalności jest dla Kuleszy kluczowa. Podobno pewna już nominacja na szefa komisji rewizyjnej dla Grzegorza Jaworskiego (przewodniczącego rady nadzorczej Piasta Gliwice) - który na szerokie ekstraklasowe wody wypłynął przy Macieju Wandzlu - została cofnięta po pojawieniu się sygnałów, że dał rekomendacje obu kandydatom na prezesa. Kwestia zaufania akurat w kontekście tej posady jest kluczowa, ekipa Kuleszy nie ma bowiem złudzeń, że już 19 sierpnia w PZPN powinien zacząć się gruntowny audyt. Biegły rewident został już podobno wybrany…
O ile zatem wybory zapewne będą nudne, być może procedurze wyłonienia prezesa podda się ostatecznie tylko jeden kandydat, to walka o władzę w związku na pewno będzie ciekawa. Już zresztą jest, o co zadbał Placzyński, który miał postawić na Kulę już na początku roku 2020. I ten gracz, w przeciwieństwie do Michalskiego - nie tylko postawił na właściwego konia, ale i konsekwentnie budował i wzmacniał jego pozycję…
