Sieć sklepów Domar zbankrutowała w listopadzie. Ponad tydzień temu w byłym markecie firmy przy ul. Szajnochy w Bydgoszczy zaczęła się wyprzedaż. Pojawiły się tłumy.
Domar: klienci byli zdenerwowani
bo do sklepu wpuszczano tylko po ok. 10 osób. I choć przez ostatni tydzień te zasady nie zmieniły się, a przed budynkiem w kolejce nadal stoi nawet kilkadziesiąt osób, to atmosfera jest spokojniejsza.
Zobacz, co działo się tutaj kilka dni temu (wideo)
- Porządku pilnują pracownicy firmy ochroniarskiej - mówi Gizela Eckert-Kurczewska, syndyk masy upadłościowej Domaru. - Każdy wychodzący ze marketu klient, musi pokazać co ma w reklamówce. Ochroniarz sprawdza jego zakupy z danymi na paragonie. Korzysta też z wykrywacza metalu.
Opuszczające sklep klientki, muszą pokazać pracownikom ochrony zawartość torebek.
Wczoraj zakupy w Domarze robiło wielu chętnych. Gdy ochroniarze wpuścili do środka jedną grupę, po chwili w kolejce ustawiała się kolejna. - Kupiłem za sześć złotych pokrowiec na aparat. Opłacało się. Przed sklepem czekałem tylko 15 minut - mówi Piotr Szczygieł, jeden z klientów.
Wyprzedaż potrwa do czasu, aż sprzedamy ostatnią bateryjkę
W Domarze część półek była wczoraj pusta. Syndyk zapewnia, że towar znajduje się jeszcze w magazynie i trafi do sklepu.
- Wyprzedaż potrwa do czasu, aż sprzedamy ostatnią bateryjkę - dodaje Gizela Eckert-Kurczewska. - Dotychczas klienci kupili sprzęt za około 200 tysięcy złotych.
Towar z Domaru nie jest objęty gwarancją i rękojmią.
Czytaj też: Wyprzedaż w Domarze. Trzaskały barierki, ludzie się pchali (wideo i foto)
