Spis treści
Kto nie lubi kupować produktów po znacznie niższych cenach? Tym bardziej, że ceny są dziś wysokie. Warto jednak być ostrożnym - w sklepach stacjonarnych i też internetowych.
Te produkty są najczęściej przeceniane!
Zjawisko oszukiwania na promocjach, czyli sztuczne podnoszenie ceny tylko po to, by szybko ją obniżyć i ogłosić „wielką wyprzedaż” wciąż może dotyczyć nawet 10-15 proc. handlu.
Chodzi przede wszystkim o:
- elektronikę,
- odzież,
- kosmetyki,
- perfumy,
- żywność,
- suplementy diety
- czy witaminy.
Te produkty są bowiem najczęściej przeceniane.
Łowcy promocji polują na wyprzedażach
Właśnie trwają w najlepsze letnie wyprzedaże. Niektórzy są ich prawdziwymi fanami - to łowcy promocji.
- Dla mnie to okazja na zmianę garderoby za naprawdę nieduże pieniądze - uważa pani Katarzyna z Ostromecka pod Bydgoszczą, która kilka dni temu wyszła z kilkoma pełnymi torbami ze znanego bydgoskiego centrum handlowego, bo „wszystko było za 70 procent ceny”.
Jednak dopiero w domu okazało się, że w jej szafie leżą jeszcze od zeszłego roku podobne letnie spodenki, jakie teraz kupiła: - Najwyżej będę miała dwie pary, nie zużyją się tak szybko! - kobieta idzie w zaparte.
Tylko po co dwie pary takich samych spodenek? Oczywiście, te nowsze zostały kupione decyzją chwili, jak często dzieje się podczas wszelakich wyprzedaży!
Oczywiście, letnie wyprzedaże to okazja, by odświeżyć swoją garderobę i zaoszczędzić trochę pieniędzy. Jednak warto kupować z głową.
Co widać z kilometra? Na pewno nie starą cenę!
- Przeszłam się niedawno korytarzami Centrum Handlowego Focus w Bydgoszczy. Sklepy kuszą letnimi promocjami i, rzeczywiście, czasami uda się coś fajnego kupić taniej, jak sandały, ale mam wrażenie, że coraz rzadziej są to prawdziwe okazje - twierdzi pani Marta, studentka UKW. - Są podawane najniższe ceny z 30 dni przed obniżką, ale czasami trzeba naprawdę wytężyć wzrok, żeby to zobaczyć. Cena powinna być widoczna z daleka, tak samo, jak reklamy o 50% czy 70% promocjach. Ciekawe, że akurat to widać z kilometra. Widać, można!
- Mnie najbardziej interesuje, ile kosztuje produkt tu i teraz, a nie 30 dni wcześniej, sama jestem w stanie ocenić, czy to promocja, czy zwykły chwyt marketingowy - dodaje pani Ewa, koleżanka pani Marty ze studiów.
Sklepy mają taki obowiązek, przestrzegają go?
Sklepy mają obowiązek (od początku zeszłego roku) informowania o najniższej cenie z 30 dni i obliczania dopiero od niej ewentualnych korzyści dla klientów. Przepisy mają zapobiegać tzw. żonglerce cenami, czyli podwyższaniu ich tuż przed wyprzedażą.
I tak np.: informacja o najniższej cenie z 30 dni przed obniżką powinna się znaleźć wszędzie tam, gdzie przedsiębiorca ogłasza rabaty dotyczące konkretnego produktu, a więc np. w reklamie, przy produkcie na półce sklepowej, na wywieszce, w gazetce sieci handlowej, przy sprzedaży warunkowej, w programie lojalnościowym, w wynikach wyszukiwania w sklepie internetowym i na karcie konkretnego produktu.
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką musi być czytelna i jasno opisana, nie może być ukryta np. przez zastosowanie słabo widocznej czcionki. Niedopuszczalne jest pominięcie informacji, co ta cena oznacza, ani stosowanie niejednoznacznych określeń typu „cena referencyjna”, „cena omnibus”, „było”.
Czy sklepy przestrzegają tego prawa?
Pan Tomek, informatyk z Bydgoszczy, opowiedział nam, jak kiedyś przyjrzał się takiej promocji: - Zmieniam firmę i potrzebowałem laptopa do profesjonalnych zastosowań i takiego właśnie upatrzyłem sobie w sklepie internetowym. Zacząłem więc obserwować ten produkt. Normalnie kosztował 4990 zł, potem obniżyli cenę do 4490 zł i to było najmniej w 30 dniach. Później sklep zrobił wielką akcję wyprzedaży za 4440 i podał, że najniższa cena w 30 dniach to był 4790. Chodziło o to, żeby efekt obecnej promocji był wyraźniejszy, a naprawdę było to tylko o 50 zł mniej niż kilkanaście dni wcześniej.
Pan Tomek podkreśla, że, oczywiście, jest tyle sprzętu do sprzedaży, że trudno zauważyć ściemę. Uda się to tylko komuś, kto, jak on, śledził konkretny model. Także, sklepy jak robiły tak nadal robią klientów „w ciula”.
Szybko nie znaczy dobrze!
Letnie wyprzedaże to czas, gdy łatwo dajemy się ponieść emocjom i możemy wrócić do domu np. z torbami pełnymi ubrań, które później zalegają w szafie. W szale wakacyjnych zakupów łatwo stracić głowę i dokonać niewłaściwego wyboru.
- Podchodźmy „na chłodno” do letnich, gorących obniżek. Sprawdzajmy, czy zakupy rzeczywiście się nam opłacają, porównujmy ceny, kupujmy świadomie, unikając szybkich i nieprzemyślanych decyzji zakupowych. Kierujmy się ideą zrównoważonej konsumpcji i nie kupujmy tylko dlatego, że jest taniej - rozsądnie dysponujmy pieniędzmi w tym trudnym gospodarczo czasie. Poznajmy swoje prawa i egzekwujmy je - radzi UOKiK.
Jak złożyć reklamację na przeceniony towar?
Jeśli np. plecakowi z wyprzedaży urwała się rączka, możemy go reklamować.
- UOKiK zapewnia, że informacje w stylu „produkty przecenione nie podlegają reklamacji” są bezprawne.
Reklamację należy złożyć u sprzedawcy – najlepiej na piśmie. Gdy do produktu dołączona jest gwarancja, wtedy możemy zgłosić reklamację gwarantowi (najczęściej jest to producent lub dystrybutor towaru). Prawo wyboru między obiema możliwościami należy do kupującego.
Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku gdy powodem obniżenia ceny jest wada towaru, o której wiemy podczas zakupu, nie możemy jej reklamować u sprzedawcy.
Nie mamy okazji przymierzyć produktu, który zamawiamy na odległość – zatem czasem niestety nie trafiamy z rozmiarem lub fasonem. Jak wyjaśnia UOKiK, na przykład za duży T-shirt zamówiony na wyprzedaży online możemy zwrócić na takich samych warunkach, jak podczas zakupów poza sezonem obniżek. Mamy 14 dni na wysłanie oświadczenia o odstąpieniu od umowy. Towar powinniśmy odesłać w ciągu kolejnych 14 dni.
