Jeszcze w połowie lipca regionalni liderzy PO zapowiadali gromko, że to już koniec sejmikowej koalicji z PiS. Do jej zerwania miało dojść na najbliższej sesji, planowanej na 8 września. Tylko 5 z 8 radnych PiS sygnowało bowiem narzucony przez PO aneks do umowy koalicyjnej. I na dodatek dostali za to reprymendę od partyjnych liderów.
Niedawno rozeszły się pogłoski, że zerwanie z PiS pociągnie też za sobą odwołanie marszałka Piotra Całbeckiego. Miał go zastąpić szef klubu PO, były wiceminister rolnictwa, radny Leszek Kawski.
Politykom już dziękujemy
Jak się dowiedziała "Pomorska", plany te definitywnie legły w gruzach. Przede wszystkim stanowczo sprzeciwiło się im koalicyjne PSL. Ale także sami radni PO, z szefem sejmiku Krzysztofem Sikorą i marszałkiem Piotrem Całbeckim. W Warszawie doszło do rozmów z sekretarzem generalnym PO Grzegorzem Schetyną, który rzekomo wcześniej pobłogosławił zerwanie koalicji. Pogłoski te okazały się jednak wyssane z palca, sekretarz PO sprzeciwił się bowiem rewolucji w sejmiku, a zwłaszcza planom odwołania marszałka Całbeckiego.
- Te pomysły zrodziły się w głowach polityków, a nie samorządowców - nie kryje szef sejmiku Krzysztof Sikora. - Ani radni PO, ani PiS nigdy nie chcieli zrywać tej koalicji, nie ma bowiem między nami istotnych różnic programowych. Powody były typowo polityczne, próbowano przenieść na grunt lokalny wojnę toczoną między liderami obu partii.
- Ta koalicja realizuje program, który jest zgodny z naszymi oczekiwaniami. Oczywiście są sytuacje, że politycy usiłują nam mieszać w samorządzie. Ale radni sejmiku są na tyle zwarci, że sobie jakoś poradzą z tymi, którzy usiłują nam z boku podpowiadać, co mamy robić - mówi szef klubu PSL Ryszard Bober. Sikora, Bober i inni radni obu klubów, z którymi rozmawialiśmy, stanowczo sprzeciwiają się planom odwołania Piotra Całbeckiego. Podkreślają, że jest dobrym marszałkiem i nie poprą żadnych zmian na tym stanowisku.
Wezwali do Warszawy radnych PiS i zawiesili
- Niezależnie od sytuacji politycznej w Sejmie, uważam, że ta koalicja do tej pory dobrze pracowała i jest ona potrzebna dla dobra regionu - mówi radny PiS Józef Rogacki.
- Politycy z Warszawy chcą przenosić swoje swary na poziom samorządu. Większość radnych naszego klubu trochę się przeciw temu zbuntowała - nie kryje Ryszard Grobelski, który jak Rogacki, Lech Zdrojewski, Regina Ostrowska i Paweł Jankiewicz podpisał aneks do koalicyjnej umowy. I teraz część z nich ma z tego powodu kłopoty.
Najpierw dostali ostrą reprymendę od wojewódzkich liderów PiS. A potem poseł Marek Suski, który w kierownictwie PiS odpowiada za partyjną dyscyplinę, wezwał do Warszawy Jankiewicza, Ostrowską i Grobelskiego. Ten ostatni zbuntował się i nie pojechał. Tak jak Jankiewicz i Ostrowska, został jednak zawieszony w prawach członka PiS. Rogackiemu i Zdrojewskiemu nie można było nic zrobić, bo należą jedynie do klubu, a nie do partii.
Władze PiS mają teraz problem. Już dziś nie ma bowiem żadnych wątpliwości, że zbuntowana piątka radnych opowiedziała się za współpracą z PO i pozostałymi koalicjantami. Na razie nikt z nich nie mówi jeszcze o przejściu do Platformy, ale jest bardzo prawdopodobne, że utworzą niezależny klub, który nadal będzie działał w koalicji.