Jak już się jest biznesmenem, to należy reprezentować odpowiedni poziom. - Krótko mówiąc: spółka nie przynosi dochodów, ale trzeba jakoś żyć - podaje portal wprawnik.pl. - Różne rzeczy się robi, żeby utrzymać przychody. Te pozwalają na zaciąganie kolejnych zobowiązań. Ostatnio chyba w modzie jest startowanie w przetargach i wygrywanie ich za ceny poniżej kosztów. Najwyżej nie zapłaci się podwykonawcom. I tak leci, dopóki nie okaże się, że nikt już nie chce udzielić kredytu, ani sprzedać towaru z odroczonym terminem płatności.
Wówczas jest problem. - Nie jednak dla wspólnika, który często sprawuje też zarząd - czytamy dalej na portalu. - Problem mają natomiast wierzyciele. Okazuje się, że spółka nie ma nic, oprócz długów, a cały jej majątek jest w leasingu bądź innych osób trzecich. Zdarza się, że taki „biznesmen” przestaje odbierać telefon. Wkrótce wychodzi na jaw, że spółka nie ma już siedziby.
I na to jest sposób. Choćby artykuł 299 Kodeksu Spółek Handlowych. – Czyli odpowiedzialność majątkiem osobistym członka zarządu za zobowiązania spółki - precyzuje wprawnik.pl. - Członkowie zarządu odpowiadają bowiem solidarnie całym majątkiem za zobowiązania spółki, o ile prawidłowym postępowaniem nie zwolnili się z tej odpowiedzialności.
Parę lat temu postępowanie takie było drogą przez mękę: procesy trwały latami, a rzadko kiedy kończyły się sukcesem. Obecnie działanie takie staje się standardem i dobrze byłoby, aby wierzyciele się z tym oswoili.
Z danych przedstawionych na portalu wynika, że 30-40 procent podobnych spraw kończy się wygraną. Dłużnicy często nie spodziewają się, że ktoś od nich będzie egzekwował długi. W końcu dłużnik musi słono zapłacić i to z nawiązką. Ekspert podaje jeden z ostatnich przypadków: należność główna wynosiła około 8 000 złotych, a komornik dłużnikowi ostatecznie z rachunku zabrał prawie 20 000 złotych.
