- Jak obiera pani decyzję belgijskiego parlamentu o prawie do eutanazji dla śmiertelnie chorych dzieci i osób małoletnich?
- Życie uczy nas, że każdy przypadek choroby należy rozpatrywać indywidualnie, a nie ustawodawczo. Mój niepokój budzi wymaganie od dziecka decyzji o rozstaniu się z życiem. Z wiedzy o psychologii rozwojowej wiemy, że dziecko nie podejmie takiej decyzji samodzielnie. Ono, patrząc w oczy rodziców, będzie próbowało odczytać ich oczekiwania. To nie będzie jego pragnienie. Czy 7-, 10-latek może świadomie i samodzielnie podjąć taką decyzję!? Oczywiście, jedne dzieci rozwijają się szybciej, inne wolniej, ale to są dzieci, a nie osoby dojrzałe!
- Kościół mówi: to cywilizacja śmierci, barbarzyństwo.
- Spotykam się również z matkami opiekującymi się ciężko upośledzonymi dziećmi, dla których oddychanie, jedzenie jest bólem. A jak one się nimi opiekują? Proszę zauważyć, że z wielką łaskawością usypiamy nasze stare, ukochane zwierzęta, żeby nie cierpiały. Mówimy, że to ulga. A ja nie wiem, mam wątpliwości.
- Jako wolontariusz w hospicjum z pewnością spotkała pani osoby, które chciały umrzeć. Może dorośli powinni mieć do tego prawo?
- Uczciwie mówiąc, wolałabym nie mieć do tego prawa. W naszym hospicjum eutanazję uważa się za coś złego. Natomiast im dłużej żyję, tym częściej mówię: nie wiem. Obserwowałam i pomagałam ludziom, którzy naprawdę cierpieli i chcieli już umrzeć. I nie dotyczy to wyłącznie fizycznego bólu spowodowanego chorobą. Była u nas samotna pani. Jej córka zmarła na raka. Została sama, niedołężna, skazana na domy opieki, hospicja i obcych ludzi. Za każdym razem, kiedy siadałam przy jej łóżku, prosiła mnie o śmierć. Byłam w stanie wczuć się w jej sytuację. Nie mogła się pogodzić, że umieranie trwa tak długo. Chciała szybciej, już, a ten proces tak nie postępował. Takie sytuacje wytracają mnie z pewności, że eutanazja jest złem. Sprzeciwiam się też ustawie zezwalającej na śmierć nie tylko dorosłych, ale i dzieci. To byłoby ogromne pole do nadużyć. Odsyłam wszystkich do filmu "Miłość". Mamy tam parę wiekowych, kochających się ludzi. Mąż pomaga umrzeć żonie. To akt miłości, którego jednak nikomu bym nie życzyła.
- A może to Belgowie i Holendrzy powinni uczyć się od nas opieki hospicyjnej?
- Jak najbardziej. Jestem przekonana, że w przypadku większości zgoda na eutanazję jest krzykiem rozpaczy, kiedy brakuje bliskości i opieki. Gdyby byli otoczeni serdecznością i opieką, ale nie tą - opłaconą, ale ludzką, to ich cierpienie duchowe byłoby mniejsze. Przecież umieranie to nie tylko ból fizyczny.