Więcej informacji z Torunia znajdziesz na podstronie: www.pomorska.pl/torun
Władze Torunia odwiedzają przede wszystkim miasta partnerskie. Głównym celem wielu wizyt jest m.in. nawiązanie bądź podtrzymanie kontaktów albo udział w obchodach święta danego ośrodka. W styczniu br. toruńska delegacja odwiedziła fińską Hämeenlinnę. Wiceprezydent Rafał Pietrucień i szef Rady Miasta Waldemar Przybyszewski wzięli udział w obchodach 370. rocznicy założenia miasta i poszerzenia jego granic.
Podróże to zbytek?
Zdaniem Krzysztofa Makowskiego, lidera klubu Lewica i Demokraci w Radzie Miasta, wyjazdy zagraniczne są zbędne.
- Tylko niektóre są ważne, np. do Brukseli, gdy można coś tam załatwić - twierdzi rajca. - Z pozostałych nie ma żadnych korzyści. Większość delegacji ma bowiem charakter kurtuazyjny czy po prostu turystyczny. Przykładem jest ostatnia podróż do Filadelfii. Prezydent i przewodniczący Rady Miasta podłączyli się do wymiany młodzieży. A przy okazji zwiedzili Waszyngton i Nowy Jork.
Według Makowskiego podróż do Stanów Zjednoczonych jest przykładem klasycznej wycieczki.
- Nasze miasta dzieli wielka przepaść - uważa radny. - Czego możemy się nauczyć od władz lub mieszkańców Filadelfii? Ta wizyta nie miała żadnego znaczenia. Według mnie jest to zwyczajne marnowanie publicznych pieniędzy lub bonus za to, że jest się na wysokim stanowisku.
Za ile i dokąd
Ubiegłoroczne zagraniczne delegacje władz Torunia, urzędników z magistratu oraz toruńskich radnych pochłonęły 86,3 tys. zł. W tym roku - do końca października - wydano na nie jak na razie 63,1 tys. zł. W 2008 r. prezydent Michał Zaleski był trzy razy w Brukseli, dwa - w Getyndze i raz z Łucku.
Gdzie władze naszego miasta wyjeżdżały w tym roku? Lista miast jak na razie jest krótsza niż w 2008 r.
Prezydent Zaleski w styczniu br. był w Wilnie i Kownie (wyjazd na Litwę kosztował ponad 46 zł). Kolejnymi celami podróży było słoweńskie Nove Mesto (1,6 tys. zł), Monachium (2,2 tys. zł), a także Filadelfia. Lot za ocean kosztował nas 4 tys. zł. Mniej podróżowali też wiceprezydenci naszego miasta. Rafał Pietrucień i Zbigniew Fiderewicz odwiedzili miasta partnerskie Torunia: niemiecką Getyngę (157 zł za przejazd), i ukraiński Łuck (73 zł za przejazd).
Tegoroczne wyjazdy radnych pochłonęły łącznie 4,9 tys. zł. Dla porównania: w ub.r. wydatki wyniosły 14,7 tys. zł. Skąd taka różnica ? - Tak ułożył się kalendarz wyjazdów - tłumaczy Wanda Łuczak, szefowa biura Rady Miasta. - W 2008 były cztery wyjazdy do Brukseli np. na otwarcie wystawy "Bydgoszcz - Toruń w Brukseli" w Parlamencie Europejskim i podpisanie umowy z hiszpańską Pampeluną.
Rajcy latali tam samolotem. Na podróż w obie strony za każdym razem trzeba było wydać ok. 1,9 tys. zł. Odwiedzali też miasta partnerskie. Przez ostatnie lata m.in. Łuck (4 wizyty), Getyngę (3) oraz Kaliningrad (2). Łącznie 19 wyjazdów w ciągu dwóch lat. W br. było sześć m.in. do Filadelfii, Kaliningradu, Łucka i Getyngi. Najczęściej podróżowali: Waldemar Przybyszewski, przewodniczący Rady Miasta (10 wizyt), wiceszefowie Józef Jaworski i Andrzej Jasiński i Bogdan Major (każdy po dwa wyjazdy). Od tego roku z powodu oszczędności w budżecie, toruńscy radni w delegacje wybierali się pojedynczo.
Jeździmy po naukę
Są też zwolennicy zagranicznych delegacji. - Czy radni i miejscy urzędnicy mają być ciemni jak tabaka w rogu i nie wyjeżdżać poza granice miasta? - pyta Krystyna Dowgiałło, szefowa klubu PO w Radzie Miasta. - Takie wyjazdy są potrzebne. Wśród nich jest mnóstwo wizyt studyjnych, gdzie podglądamy rozwiązania, jakie stosują nasze miasta partnerskie. To od nich przecież uczyliśmy się, jak pozyskiwać biogaz lub segregować śmieci. To nie może być tak, że się naczytamy i już jesteśmy mądrzy. Warto niektóre rzeczy obejrzeć z bliska.