- Czy zakażenia szpitalne to w naszym kraju duży problem?
- Tak naprawdę jest to temat, który w Polsce funkcjonuje dopiero od 15 lat. Wcześniej zgłaszalność dotycząca zakażeń szpitalnych była zerowa. Dopiero od kilkunastu lat problem ten traktowany jest poważnie. Obecnie dysponujemy już rozbudowanym aparatem zajmującym się takimi zakażeniami. Wiedza na ich temat jest coraz większa.
- Jak zatem sytuacja wygląda obecnie?
- Zakażenia były, są i będą. Zmieniają się natomiast przyczyny. W tej chwili przybywa zakażeń grzybicznych. Pojawiła się też nowa bakteria o nazwie clostridium difficile, która odpowiada za zatrucia pokarmowe na oddziałach. Problem ten dosięga głównie osób w podeszłym wieku leczonych antybiotykami. Do zakażeń tą bakterią dochodzi też na oddziałach, na których przebywają pacjenci z osłabioną odpornością, czyli na przykład na hematologii.
- A co z zakażeniami wywołującymi wirusowe zapalenie wątroby? Zdaje się, że jeszcze niedawno były one częste w szpitalach.
- Dodajmy od razu, że w przypadku zakażeń szpitalnych, mówimy o WZW typu B i C. Obecnie nie stanowią one problemu. Po pierwsze dlatego, że już od kilkunastu lat dzieci szczepione są przeciwko wirusowemu zakażeniu wątroby. Po drugie - nastąpił bardzo duży postęp w zakresie higieny szpitalnej. Przyznaję jednak, że jeśli pacjent, który nabędzie WZW typu C, trafi do szpitala, trudno ustalić, gdzie zaraził się wirusem. Początkowo bowiem choroba nie daje o sobie znać. Rozwija się bezobjawowo.
- I co wtedy?
- Dociekamy, gdzie pacjent złapał wirusa.
- Powiedział pan, że zakażenia były, są i będą. Ale zapewne istnieją jednak jakieś czynniki, które podnoszą ryzyko.
- Tak. Najbardziej narażone na zakażenia są miejsca, które zostały zoperowane. Ale ryzyko rośnie też wraz z przedłużającym się pobytem w szpitalu. I tak, jak powiedziałem - potęgują je także choroby towarzyszące pacjentowi.