W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy strony wygłosiły mowy końcowe w procesie o zabójstwo, którego dokonano przed 15 laty.
Andrzej Jeżyński z Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie żąda dożywotniego więzienia dla Henryka L. "Lewatywy" oraz dla Adama S. "Smoły". To oni w opinii oskarżyciela odegrali bezpośrednie role w zabójstwie Piotra Karpowicza, dyrektora Centrum Likwidacji Szkód PZU w Bydgoszczy.
Karpowicz został zastrzelony na parkingu przed gmachem ubezpieczalni w styczniu 1999 roku. Prokuratura oskarża (uniewinnionych w pierwszym procesie zakończonym w 2009 roku) Tomasza G., byłego dilera mercedesa z podbydgoskiej Brzozy (który w opinii śledczych miał zlecić zabójstwo), Henryka L. (miał rzekomo znaleźć płatnego zabójcę) oraz między innymi Adama S. pseudonim "Smoła" (to on miał strzelić do Karpowicza na parkingu przed PZU).
Przeczytaj również: Zagadka zamachu na szefa PZU. Pruszków był w Bydgoszczy
Śledczy za motyw zbrodni wzięli fakt, że Karpowicz miał rzekomo utrudniać Tomaszowi G. wyłudzanie pieniędzy na powypadkowe auta. W tej historii przewija się też wątek wyłudzenia pieniędzy z rzekomej kradzieży specjalistycznej maszyny do zgniatania karoserii. Mieli ją wspólnie wziąć w leasing Henryk L., wtedy znany jako "Lewatywa", boss bydgoskiego półświatka oraz dealer mercedesa Tomasz G. Według zeznań Dariusza S., "Szramki", który ma status świadka koronnego, maszyna była warta w latach 90. około 50 mln zł.
- Ta sprawa powinna już znaleźć finał - mówi mecenas Edmund Dobecki, jeden z obrońców w procesie. - Zresztą po tylu latach od tamtych wydarzeń i tak nie ma możliwości przeprowadzenia nowych dowodów, które mogłyby rzucić inne światło na sprawę.
Taki stan rzeczy jest na rękę obrońcom. Obecnie zakończony proces jest już drugim w tej samej sprawie - w pierwszym postępowaniu również nie udało się sędziemu wykazać winy oskarżonych, co do samego faktu zlecenia i dokonania zabójstwa.
Czytaj też: Wolność nie dla "Lewatywy". Bydgoski gangster znów siedzi
W tym procesie jednym z najciekawszych wątków była włączona do postępowania biegłego z dziedziny balistyki. Na rozprawie w styczniu tego roku specjalista stwierdził rozbieżności w dowodach: - Pistolet samodziałowy wykonany na bazie gazowego waltera jest przystosowany do odstrzeliwania pocisków 5,6 mm. Broń zabezpieczona do sprawy ma lufę prawoskrętnie gwintowaną. Natomiast ten pistolet i ślady pozostawione na pociskach różnią się. Naboju nie wystrzelono z tej broni.
Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców