Kiedy we wtorek nad ranem na Twitterze szef Rady Europejskiej Charles Michel napisał:. "Deal" , w wielu europejskich stolicach przyjęto informacją z wyraźną ulgą.
Obawiano się, że czterodniowe obrady na szczycie w Brukseli poświęcone budżetowi na lata 2021-2027 i funduszowi odbudowy, który ma pomóc krajom członkowskim wspólnoty wyjść z kryzysu gospodarczego, wywołanego pandemią koronawirusa, to za mało.
Determinacja obecnych na szczycie była jednak tak duża, a oczekiwanie na szybkie środki przede wszystkim za strony krajów Południa, najbardziej dotkniętych skutkami COVID-19, tak silne, że doszło wreszcie do kompromisu.
Na stole znalazły się ogromne pieniądze, w sumie 1,8 bn euro, z czego 750 miliardów euro wypłaci się jako granty i pożyczki na preferencyjnych zasadach tym, którzy najbardziej doświadczyli skutków koronawirusa. Dotacje wyniosą 390 mld euro ( zamiast 500 mld euro), reszta to wspomniane pożyczki.
- To był długi maraton, przełamaliśmy różne kryzysy, które były po drodze; wspólna praca Grupy Wyszehradzkiej doprowadziła do tego ogromnego sukcesu – mówił po zakończeniu szczytu Unii Europejskiej premier Mateusz Morawiecki.
A konkretnie, na jakie pieniądze możemy teraz liczyć?
Z funduszu, który wynosi 750 mld euro i budżetu, szacowanego na nieco ponad bilion euro, możemy dostać w sumie 159 mld euro. Jest to około 125 mld euro w formie grantów i 34 mld euro w pożyczkach.
Tym samym staliśmy się jednym z największych beneficjentów unijnego budżetu, z którego środki pójdą na takie cele jak: infrastruktura, rozwój terenów wiejskich, dopłaty dla rolników, wsparcie dla przedsiębiorstw oraz dla systemu opieki zdrowotnej w związku z koronawirusem.
Są jednak obawy, co do tego, czy dostaniemy całą kwotę dotacji, czyli owe 125 mld euro. Dlaczego? Decyzja o ok. 8 mld euro, wliczanych do polskiej "puli", odłożono na rok 2023, kiedy oszacuje się straty unijnych państw spowodowanych przez pandemię.
Gdyby okazało się, że nasz dochód jest w dobrej kondycji, to nawet spora część z tych 8 mld euro mogłaby zostać przesunięta na Południe, które najbardziej ucierpiało przez COVID-19.
Ponadto środki dla naszego kraju przeznaczone z unijnego budżetu ( bez funduszu odbudowy po kryzysie wywołanym przez koronawirusem) na politykę spójności i politykę rolną będą o ok. 18 proc. niższe niż w poprzedniej perspektywie (lata 2014-2020.
Najbardziej może nas dotknąć ograniczenie Funduszu Sprawiedliwiej Transformacji, z którego pieniądze pójdą na dekarbonizację i transformację energetyczną, gdyż zostanie on zmniejszony z 30 mld euro do zaledwie 10 mld euro. Szacunki mówią o stracie dla nas nawet 3 mld euro, gdyż nie zgodziliśmy się na dążenie do neutralności klimatycznej w 2050 roku
Wypłata tylko połowy dotacji z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji ma być uzależniona od decyzji danego kraju UE ws. neutralności klimatycznej a druga połowa będzie zależna od dążenia do neutralności na terenie całej Unii.
Co najmniej kilka miliardów euro ze wspomnianego Funduszu pozostanie zamrożonych dopóki Polska nie przyjmie celu neutralności klimatycznej w 2050 roku.
Walka o podział ogromnych środków rozgrywał się pomiędzy "grupą skąpców", jak premier Mateusz Morawiecki określił Szwecję, Danię, Holandię, Austrię i Finlandię, które były przeciwne przeznaczaniu zbyt wielu grantów, krajami Południa, najbardziej dotkniętego pandemią i krajami Europy Wschodniej. Na jak najszybsze zakończenie negocjacji naciskało Południe i to zdecydowało, że wspomniana piątka ( jak można się domyślać wspierana przez Niemcy) ostatecznie przystała na obecny kształt budżetu UE i funduszu wsparcia krajów poszkodowanych przez COVID-19.
