- W szkole wprowadzono dyżury, dzieci mają sprzątać po wydanych posiłkach z cateringu - mówi. - Uważam, że decyzja dyrektorki nie jest słuszna. Sytuacja jest taka, że sprzątaczka stoi nad dzieciakami i przygląda się, jak sobie radzą.
Na czym polega to sprzątanie? Posiłki wydawane są w plastikowych pojemnikach. Czasami zdarza się, że zupa się wyleje i wtedy obowiązkiem dyżurujących dzieci jest jej uprzątnięcie. - To nie w porządku, że nasze dzieciaki muszą "latać" ze szmatą i wycierać stoły czy nawet podłogę - mówi Czytelnik. - Pytam, dlaczego gmina zatrudnia sprzątaczkę?
Maria Mazur, dyrektorka Szkoły Podstawowej w Zamartem nie chciała komentować sytuacji telefonicznie. - To nie jest rozmowa na telefon - powiedziała "Pomorskiej". - Proszę przyjechać do mnie do szkoły, to porozmawiamy. Do widzenia.
Władysław Dobber, dyrektor Miejsko-Gminnego Zespołu Usług Oświatowych, jest zdania, że krytyka jest niesłuszna. - Nic nie wiem o tych dyżurach - mówi. - Jeżeli jednak są, to nie uważam ich za coś zdrożnego. Moim zdaniem należy je nawet pochwalić, bo są wychowawcze. Szkoła nie jest tylko od uczenia, ale i od wychowywania i kształtowania postaw.
Dobber jest zdania, że takie dodatkowe obowiązki przystosowują dzieci do "prawdziwego życia". - To nie jest ze strony szkoła żadna opresja, zapewniam, że dzieciom nic złego się nie dzieje, gdy muszą odnieść naczynia - mówi. - Nauczą się w ten sposób po sobie sprzątać.
Czytaj e-wydanie »