Choć to, że używa wobec niego przemocy, wypiera zdecydowanie. Zamiast kilku zdrowasiek rower? Kobieta zamiera z przerażenia, ale z duchownym nie dyskutuje, nauczona jest słuchać księdza.
Historia filmowego Daniela, księdza w przebraniu, który odprawiał msze, głosił kazania i udzielał sakramentów, ma swoje źródła w prawdziwych wydarzeniach. Komasa wybierając takiego bohatera, nie szuka sensacji, ani pretekstu, by szydzić z wiernych i ich powierzchownej wiary, tylko opowiada o poszukiwaniu indywidualnej duchowości, ale też własnego sensu i celu.

Daniel, chłopak z poprawczaka chciałby wstąpić do seminarium, ale już w chwilę po ujawnieniu się tego marzenia, dostaje informację, że droga, której pragnął, została na starcie dla niego zamknięta. Z wyrokiem za zabójstwo nie można być księdzem. Warunkowo opuszcza poprawczak, jedzie na wieś pracować do stolarni.
Jednak, zamiast heblować ławki, siada na jednej z nich w kościele i splot okoliczności sprawia, że wchodzi w rolę księdza. Początkowo trochę z przekory, z wahaniem i lekkim strachem. Nie ma w nim jednak cynizmu. Już w pierwszej scenie na plebanii, gdy siada przy stole zasypanym pieniędzmi i zwitek banknotów roluje w dłoni widać, że nie po datki wiernych z tacy tam wszedł. Stary, zmęczony chorobą proboszcz widzi w nim chwilowe wybawienie od obowiązków kapłańskich i tak Daniel, fałszywy ksiądz staje się duszpasterzem w parafii. Przychodzi z wewnątrz i od razu dostrzega miejscowe tabu, to o czym się milczy, co się wypiera.
Na pierwszej mszy rozbija rytuał, religijność zbudowaną na klepanych modlitewnych formułach, niczym w mechanicznej szopce, czym najpierw zdumiewa, a potem zachwyca. Szybko też orientuje się, że kilku parafian ugrzęzło w żałobie po tragicznym wypadku samochodowym swoich dzieci i z niezgody na śmierć bliskich szukają winnych. Nie poucza ich, nie moralizuje, płynie na fali spontaniczności i swojej wewnętrznej prawdy, która chwilami zbliża się do bluźnierstwa. Autorytet koloratki pokazuje mu jednak, że może przekraczać granice i to robi. Nie daje się zastraszyć. I w tym przypadkowym kapłaństwie odnajduje sens, wchodzi w posługę, prowadzi coś pomiędzy rekolekcjami a terapią. Czuje odpowiedzialność za ludzi, którzy mu zaufali i jednocześnie niesie nadzieję na odrodzenie duchowe.
Komasa w postaci Daniela pokazuje, że ksiądz to człowiek, nie Bóg, taki sam, jak i wierni, z bolącymi ranami na duszy i wstydliwymi uczynkami. Częściej nawet upadający, ale pełen żaru i determinacji w poszukiwaniu prawdy. I w tym kontekście, ta grzeszność bohatera paradoksalnie wnosi do świątyni skostniałej rytuałem więcej sacrum niż profanum.
Kultura i rozrywka
