Grudziądz: Lokomotywownia do likwidacji, a ludzie...
W warsztatach przy ulicy Waryńskiego, w których m.in. naprawia się lokomotywy, panuje smutna atmosfera. Co prawda, załoga cały czas coś tam dłubie, coś tam grzebie, ale już bez motywacji i zadowolenia.
Powód jest prosty i zarazem bolesny: zakład istnieje tylko do końca marca.
Później sprzęt zostanie zdemontowany i przetransportowany do Bydgoszczy. Niepotrzebne urządzenia zapewne będą złomowane, a hale zamknięte na cztery spusty.
A z nami, co będzie?
To pytanie zadaje sobie większość członków załogi. Wśród nich jest Janusz Behrendt, który przepracował w lokomotywowni 35 lat. Do emerytury zostało mu 11 lat. Nie wie jeszcze, co będzie dalej robił.
- Wszyscy wiemy, że znalezienie pracy w Grudziądzu, graniczy niemal z cudem. Będę jej szukał, ale mam świadomość, że łatwo nie będzie - tłumaczy mistrz warsztatu.
Z zakładem żegna się w sumie 40 osób. Zdecydowali się na tzw. dobrowolne odejście. Otrzymają równowartość 9 pensji i 15 tysięcy złotych odszkodowania. Mają świadomość, że taki zastrzyk na długo nie wystarczy. Twierdzą jednak, że zostali wepchnięci między młot a kowadło. - Nikt nam nie dał żadnej gwarancji pracy, nawet do końca tego roku. Co więcej, sugerowano, że jeśli sami nie odejdziemy, zostaniemy zwolnieni. Bez odszkodowania - mówi Dariusz Lewandowski, z 30-letnim stażem pracy. I dodaje, że podjął jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu.
Z dobrowolnego odejścia nie skorzystał tylko Adam Brzeski. Do emerytury brakuje mu 7 lat.
- 15 tysięcy złotych odszkodowania mnie nie urządza. Jeśli nawet daliby mi więcej i tak bym nie skorzystał. Chcę pracować dalej - tłumaczy kolejarz.
Ma nadzieję, że po likwidacji grudziądzkiej lokomotywowni, otrzyma etat w bydgoskich warsztatach.
- Będę dojeżdżał - mówi Brzeski.
Przeczytaj: Firma BE&K Europe zapowiedziała grupowe zwolnienia w Gródku
Nie było nacisków?
Szefostwo spółki PKP Cargo twierdzi, że nikt pracowników nie straszył.
- Gdyby nie odeszli dobrowolnie, mogliby pracować w innych miastach - przekonuje Kazimierz Świtajski, zastępca dyrektora północnego zakładu PKP Cargo.
Sugeruje,że to sami pracownicy przyczynili się do zamknięcia zakładów w Grudziądzu: - Skoro 40 odchodzi, to jaki jest sens utrzymywania lokomotywowni?
Krzysztof Rudzik, szef międzyzakładowej "Solidarności" twierdzi z kolei, że załoga trochę się pośpieszyła:
- Rozumiem, że koledzy bali się, że zostaną zwolnieni. Jeśli jednak podpisali zgodę na odejście, nie mogliśmy ich bronić.
W sumie z dobrowolnego pożegnania się z etatem, skorzystało około 180 pracowników PKP Cargo w całym regionie. Wśród nich są m.in. mechanicy, referenci i magazynierzy.
Czytaj e-wydanie »