Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbiory Archiwum Emigracji UMK w Toruniu przyprawiają o zawrót głowy

Kamila Mróz [email protected] tel. 56 61 99 916
Zbiory konserwuje Paulina Matysiak. Poza nią w pracowni kierowanej przez Mirosława A. Supruniuka pracuje także Joanna Krasnodębska
Zbiory konserwuje Paulina Matysiak. Poza nią w pracowni kierowanej przez Mirosława A. Supruniuka pracuje także Joanna Krasnodębska Archiwum Emigracji UMK
To tu znajdują się rękopisy Miłosza, a na ścianach wiszą rysunki Czapskiego. W Toruniu zgromadzone są zbiory, których zazdroszczą muzea na całym świecie. W ich sprowadzeniu pomógł sam Jerzy Giedroyc. Ale o tym wszystkim wiedzą tylko nieliczni.

Dr Mirosław A. Supruniuk, kierownik pracowni naukowej Archiwum Emigracji UMK przyznaje z żalem: - W mieście i regionie jesteśmy mało znani.

A szkoda. Bo zbiory, które znajdują się w Bibliotece Uniwersyteckiej przyprawiają o zawrót głowy. Cofnijmy się o 15 lat.

- Nie nabrałem jeszcze do tego dystansu - mówi dr Supruniuk. - To, co robimy, jak nam się wydaje, jest tak samo istotne teraz, jak kilkanaście lat temu.

Spuścizną po wybitnych Polakach - emigrantach Biblioteka Uniwersytecka UMK zajęła się na początku lat 90. jako jedyna instytucja w Polsce.

Przeczytaj też: "Uporządkować wspomnienia": Mirosław A. Supruniuk publikuje wywiad-rzekę z Jerzym Giedroyciem.

Mirosław Supruniuk do Londynu po raz pierwszy pojechał w 1992 r. Pamiątki po emigracyjnych pisarzach, publicystach, malarzach i aktorach odnajdywał w prywatnych domach, garażach, piwnicach i na strychach. - Dopiero w trakcie rozmów dowiadywałem się, jak wiele rzeczy zniszczono. Zrozumiałem, jak bardzo się spóźniliśmy - mówi. Przerażony słuchał opowieści o tym, że jakiś czas temu ktoś porządkował mieszkanie po zmarłym i wiele cennych materiałów poszło na śmietnik.

Do Anglii poleciał ciekawy archiwum "Wiadomości" - tygodnika literackiego prowadzonego w Londynie od wojny aż do 1981 roku. - Chciałem je obejrzeć, jeszcze bez pewności czy kiedykolwiek może być ono sprowadzone do Polski - mówi.

Pomogła, choć wówczas nieświadomie, Karolina Lanckorońska, która mniej więcej w tym samym czasie podjęła decyzję o przekazaniu do kraju zbiorów Fundacji Lanckorońskich.
Mirosław Supruniuk: - To były stare druki, rękopisy, wspaniałe malarstwo, np. Rembrandt oraz inne pamiątki przeszłości znajdujące się w Wiedniu, Rzymie i Londynie. Wróciły do kraju. Nastąpił przełom. Do tej pory uważano bowiem, że tutaj niczego nie należy darować, ponieważ Polska jest niestabilna i nie wiadomo, co się jeszcze może wydarzyć.

Prawdopodobnie pod wpływem tego gestu Stefania Kossowska, ostatnia redaktorka "Wiadomości", postanowiła, że miejsce archiwum tygodnika także jest w kraju. W 1994 r. ponad 60 tys. rękopisów i listów pisarzy, poetów i dziennikarzy trafiło do Torunia, stając się podstawą do stworzenia Archiwum Emigracji w Bibliotece Uniwersyteckiej. Był też drugi dar - z Paryża, od Jerzego Giedroycia. Do Torunia został przywieziony księgozbiór Józefa Czapskiego - 2 tys. książek, w tym wiele z marginaliami i rysunkami malarza oraz drobne przedmioty osobiste.

O obie kolekcje zabiegały także m.in. Katolicki Uniwersytet Lubelski i Uniwersytet Warszawski. Ale to Supruniuk zdobył zaufanie Kossowskiej. Dlaczego? Po prostu wiedział, o czym rozmawia. Od kilku lat zajmował się historią emigracji, miał za sobą wystawy i pierwsze publikacje.

- Mieliśmy więc dwie cenne kolekcje i świadomość jak jeszcze wiele rzeczy jest do uratowania - mówi. - Chcieliśmy stworzyć ośrodek, który będzie centralny w Polsce. Tylko wówczas miało to sens.

Znajomi i przyjaciele bez przerwy mówili toruńskim bibliotekarzom o nowych zbiorach. Ci powoli zdawali sobie sprawę z tego, co jest w Londynie, mniej więcej, co zachowało się w Paryżu, ale zaczynało do nich docierać, że cenne materiały można też znaleźć w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych czy w Australii.

Poszli za ciosem. Napisali kilkaset listów do różnych instytucji na świecie, do osób prywatnych, artykuły do prasy polonijnej. Informowali o posiadanych zbiorach, prosili o kolejne dary. Zapewniali, że o każdy będą dbać pieczołowicie.

- Był odzew?

- Natychmiast - odpowiada doktor - ale od osób prywatnych. Instytucje emigracyjne w pierwszym okresie potraktowały nas jako konkurencję. Dochodziło nawet do tego, że dla niektórych kolekcji nagle znajdowało się miejsce, tylko dlatego, aby nie zabrał ich Toruń. I faktycznie w paru przypadkach materiały, które chcieliśmy uzyskać, zostały zabezpieczone w jakimś innym ośrodku - wspomina doktor. UMK pomagali Jerzy Giedroyc i Stefania Kossowska. Autorytety na emigracji miały ogromną moc sprawczą na całym świecie.

W 1995 do Torunia zawitały następne kolekcje, tym razem z Paryża, księgarni Libella i Galerie Lambert. Zawierały m.in. dokumentację działalności galerii sztuki i korespondencję z malarzami - emigrantami.

- Nagle okazało się, że oprócz gromadzenia spuścizny po ludziach pióra jest cały obszar niezagospodarowanej sztuki emigracyjnej - mówi kierownik archiwum. - Bardzo wiele dzieł sztuki znajdowało się w rękach prywatnych na całym świecie. W 1991 r. w warszawskiej Zachęcie była wystawa "Jesteśmy", która pokazała prace ok. 100 jeszcze żyjących artystów. Wydawało się, że to jest świetny początek gromadzenia takiej kolekcji, ale tak się nie stało.

Propozycje jej stworzenia dostał Toruń.

W 1996 r. do grodu Kopernika przyjechał tir załadowany dziełami sztuki. Przywiózł dwie pierwsze kolekcje po Marianie Kościałkowskim i Władysławie Szomańskim.

- Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że wkrótce się nie pomieścimy - mówi Supruniuk.
Zaczęli więc starać się o stworzenie Muzeum Uniwersyteckiego. Od pięciu lat znajduje się ono w Collegium Maximum UMK, dawnej siedzibie banku. Można je zwiedzać za darmo. W tej chwili pokazuje obrazy Meli Muter, najwybitniejszej malarki polskiej I połowy XX wieku (z własnych zbiorów). - O tej wystawie pisano na całym świecie - twierdzi Supruniuk, żałując, że polskie media się nie zainteresowały.

W posiadaniu muzeum są też rysunki, grafiki, fotografie, malarstwo i rzeźba takich artystów, jak np.: Jan Lebenstein, Marian Bohusz-Szyszko, Marek Żuławski, Stanisław Frenkiel, Marek Oberlander i Konstanty Brandel.

Po tych 15 latach istnienia w zbiorach Archiwum Emigracji UMK jest ponad 350 kolekcji archiwalnych, bibliotecznych i artystycznych z całego "polskiego świata". W Toruniu można przeczytać oryginalne rękopisy Witolda Gombrowicza, Jana Lechonia, Kazimierza Wierzyńskiego, Ireny Krzywickiej, Leo Lipskiego czy Leopolda Tyrmanda.

- Poza Muzeum Literatury w Warszawie i Biblioteką Narodową żadna instytucja nie posiadała ich rękopisów i korespondencji. A my tak! To było coś, co podczas pierwszej wystawy rzeczywiście wzbudziło zdumienie - mówi Supruniuk.

Archiwum jest także wydawcą Miłosza, który zresztą sam pisał do wydawanego przez nie międzynarodowego czasopisma (punktowanego przez ministerstwo nauki). Wydaliśmy także dwa nieznane dotąd eseje Miłosza. - O jednym sam Miłosz nawet zapomniał - uśmiecha się kierownik.

Co ciekawe, kiedy pracownicy Archiwum zwrócili się do władz miasta z prośbą o pomoc finansową w wydaniu specjalnego zeszytu czasopisma poświęconego Miłoszowi - otrzymali odpowiedź odmowną. A zeszyt i tak się ukaże.

Biblioteka Uniwersytecka dysponuje także archiwum Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Niemczech, w tym kartoteką osobową Polaków mieszkających w Niemczech od 1946 roku. Bezcennym uzupełnieniem są dokumenty i pamiątki po mniej znanych, bohaterach wojennej i powojennej emigracji polskiej: czytelnikach "Dziennika Polskiego" i książek "Kultury", słuchaczach sekcji polskiej BBC czy Radia Wolna Europa.

- Nasze Archiwum Emigracji to chyba największy na świecie tego typu zbiór - mówi Mirosław A. Supruniuk.

Ośrodek organizuje konferencje, spotkania z pisarzami (np. Agatą Tuszyńską), wydaje książki (już ponad 50) i albumy, przygotowuje wystawy. Raz w roku przyznaje ogólnopolską nagrodę za najlepszą pracę magisterską i doktorską poświęconą emigracji (w jej kapitule byli m.in. Giedroyc, Herling-Grudziński i Kołakowski). Funduje też wyjazd do Paryża dla wyróżniającego się studenta malarstwa UMK i planuje już kolejne, naukowe - na pobyt w Londynie. A wszystko to robią zaledwie trzy osoby, poza Mirosławem Supruniukiem, także Joanna Krasnodębska i Paulina Matysiak.

Podstawą funkcjonowania toruńskiej placówki jest jednak działalność kulturalna i gromadzenie zbiorów. Korzystają z nich badacze z całego świata. Może w końcu docenią je także naukowcy z regionu?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska