- Jakie szkoły trzeba skończyć, żeby zostać klasyfikatorem grzybów?
- Byłem na kursie w Poznaniu. Swoją działalność prowadzę już dość długo, kiedyś w regionie brodnickim były zatrucia. Teraz jest już dobrze. Nie było żadnego zatrucia ani podtrucia.
- Jakie grzyby są mylone najczęściej?
- Mieszkańcy przynoszą grzyby do sprawdzenia. Z jednym panem miałem problemy, bo wyrzuciłem mu grzyby - pseudorydze, włosianki - do kosza na śmieci, a on je wyciągnął. W końcu podeptałem mu je, nigdy tego nie robię, ale sytuacja mnie zmusiła... Zdarza się, że sprzedawcy przyniosą złe grzyby. Drugi raz wtedy takiego delikwenta nie wpuszczamy. Tu chodzi o życie ludzkie, to nie są żarty!
- Nawet jadalne mogą być trujące?
- Oczywiście. Dobry grzyb, niewłaściwie przechowywany, może być trujący. Stare grzyby również mogą być trujące, bo wydzielają rodniki z kapeluszy. Na targu, pokazuję jak mają być sprzedawane. Nie za grubo ułożone, żeby się nie zaparzyły.
- Czy nazwał ktoś kiedyś pana starym grzybem lub zgrzybiałym...?
- (śmiech) Na targu to mi się nie zdarzyło. W pracy może, bo wiedzą czym się zajmuję.
- Czy wszystkie grzyby są jadalne?
- Tak, ale niektóre tylko raz (śmiech). A na poważnie - nie wszystkie. Przykładam się do tego, co robię, traktuję to bardzo poważnie. Prywatnie bardzo to lubię. Grzyby zbieram już od trzydziestu lat. Rodzice, dziadkowie mnie tak nauczyli. Wychowały mnie lasy, chociaż jestem z miasta - Wrocławia.
- W tak długim stażu zdarzyły się panu na pewno ciekawe przygody...
- Jedna pani przyniosła kiedyś podgrzybki i był wśród nich muchomor. A trzeba wiedzieć, że pięciogramowy muchomor może pięć osób otruć. Objawy nie od razu są widoczne, dopiero po dwunastu lub dwudziestu czterech godzinach, gdy do krwi się dostają trujące substancje. Na początku kiedy zacząłem pracę na targowisku, to sprzedawcy się dziwili. A co nas pan kontroluje? - pytali. Teraz już wiedzą.
Zdeptałem włosianki...
Rozmawiał Paweł Kędzia

Rozmowa z Jerzym Szmejchlem, klasyfikatorem i grzyboznawcą na brodnickim Targowisku Miejskim.