https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ze święconką szli do szkoły

Adrianna Wierska
Jadwiga i Julian Ratajczakowie z Lasek  Małych. Pani Jadwiga trzyma  drewnianego koziołka, którym mieszało  się m.in. kiszący się zakwas.
Jadwiga i Julian Ratajczakowie z Lasek Małych. Pani Jadwiga trzyma drewnianego koziołka, którym mieszało się m.in. kiszący się zakwas. Fot. Ada Wierska
Większość wielkanocnych zwyczajów kultywuje się w domach od dawna. Niektóre jednak uległy już dziś zapomnieniu. O tym, jak to kiedyś bywało w Wielkim Poście i w Wielkanoc opowiadają państwo Jadwiga i Julian Ratajczakowie z Lasek Małych.

Kiedyś ściślej i bardziej rygorystycznie przestrzegano zasad obowiązujących w poście. - Szczególnie dotyczyło to Wielkiego Postu - wspomina pan Julian. - Unikano nie tylko mięsa, ale też nabiału i tłuszczów. _Typową potrawą w tym okresie był żur. - _Potrzebny do niej zakwas z żytniej mąki przygotowywano w specjalnych, kamionkowych garnkach.__Zaczyn stał przez tydzień za piecem, w cieple, aby się ukisić - mówi pani Jadwiga. - Co jakiś czas mieszało się go drewnianym koziołkiem. Na wielkopostnych stołach często pojawiał też groch z kapustą i olejem.

O rozrywkach trzeba było w tym okresie zapomnieć. Nie było mowy o tańcach. Nie było słychać radosnych śpiewów. To był czas na modlitwę. - W niedzielne popołudnia ludzie całymi gromadami szli piechotą na gorzkie żale__do Chomiąży Szlacheckiej - opowiada pan Julian.

Mało kto dziś wie, że przed laty nieco inne były palmy przynoszone do kościoła w Niedzielę Palmową. - Brało się gałązki wierzby, takie zazielenione i trzcinę wodną - wspomina pani Jadwiga. Po powrocie z kościoła wiązankę wkładało się za wiszący na ścianie krzyż lub w inne godne miejsce. Wierzono, że to chroni dom przed nieszczęściami.

Suchy chleb, woda i "Boże Rany"

- W Wielki Piątek, kto z domowników rano wstał pierwszy, brał witki i smagał nimi po nogach pozostałych - opowiada pani Jadwiga. Ta symboliczna chłosta, tzw. "Boże Rany" to pamiątka biczowania Pana Jezusa. Wierzono, że razy wymierzone domownikom witką, wypędzą z nich lenistwo. Pan Julian dodaje, że "w ten dzień ściśle przestrzegano postu, a czasem jedynym posiłkiem był suchy chleb, popijany wodą".

W sobotnie popołudnie święcono pokarmy. Ksiądz przyjeżdżał do domów bryczką. Pani Jadwiga wspomina, że tuż po drugiej wojnie, w Laskach Małych, święconki przynosiło się do tutejszej szkoły. - Przyjeżdżali wtedy księża z Parlina - mówi -bo w latach 1945-52 parafia w Chomiąży (do niej należą mieszkańcy Lasek Małych - przyp. A.W.) nie miała swojego proboszcza. W święconce, jak teraz, były jajka, szynka, kiełbasy, chleb, ciasta, sól, chrzan. - Ale chrzan musiał być swojej roboty, domowy - zaznacza pan Julian. - A ostry był.... - dodaje. Jego żona mówi, że jajka gotowało się w odwarze z oziminy, łupin cebuli albo kory dębowej lub rysowało się ozdoby kredkami albo farbami. Wielka Sobota to także czas adoracji grobu Pańskiego w kościele. - Ksiądz wyznaczał, mieszkańcy której wioski i kiedy mają czuwać przy grobie, a stale ktoś musiał tam być - mówi pani Jadwiga. Jej mąż wspomina, jak sam, jako strażak, pełnił kiedyś wartę.

Świętowanie, dyngusowanie

W Wielkanoc, zawsze o 6 rano, odprawiana była Rezurekcja. - Jak ludzie jechali po mszy do domów - _opowiada pan Julian - _nikt nie wyprzedzał niczyjego wozu, bo się wierzyło, że jakby czyjś wóz wyminąć, to się jego właścicielom szczęście zabierze. _Przed świątecznym śniadaniem odmawiano modlitwę. - _Pacierz zaczynał najstarszy z rodziny - mówi pani Jadwiga. Oboje państwo dodają, że "resztki ze święconych pokarmów musiały być spalone. Nie wolno było wyrzucać ich na śmietnik, bo poświęcone nie może się poniewierać". Po śniadaniu najmłodsi szukali w ogrodzie prezentów od zajączka. Były to zwykle jajka i słodycze. - Ale radocha była, jak dzieciaki znalazły - śmieje się pani Jadwiga. O ile niedzielę spędzano w gronie rodzinnym, o tyle świąteczny poniedziałek był dniem wzajemnych odwiedzin.

- W poniedziałek dyngus musiał być, tak dla tradycji, choćby parę kropli - opowiada pan Julian. - Dziewczyny uciekały, ale chciały być oblane.Czasem to nawet gospodarz sam otwierał drzwi i wpuszczał do domu chłopaków z wodą, żeby dziewczyny polali. .A wiadomo, że to dobrze wróżyło i zapewniało powodzenie u chłopców. - Za to we wtorek był odwet i to dziewczyny "mściły się" na chłopakach - wspomina ze śmiechem pani Jadwiga. - _Szło się rano, jak jeszcze spali i oblewało ich wodą. _Dziś wtorkowego dyngusa już się raczej nie spotyka.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska