Angielskie słowo tuning tłumaczy się jako regulację, strojenie. U nas kojarzy się jednak ono przede wszystkim z samochodami.
- To po prostu przerabianie aut, "usportowianie" ich - wyjaśnia Sebastian Drzewiecki, właściciel warsztatu Old Style Car, zajmującego się m.in. właśnie tuningiem.
Zabieg ten dzieli się na dwa rodzaje: optyczny i mechaniczny. Pierwszy ma za zadanie zmianę stylistyki i wyglądu auta, a drugi poprawę jego osiągów. W efekcie powstaje samochód zupełnie inny od oryginału. I właśnie taki jest cel większości amatorów tuningu.
Tuning Cię wyróżni

- Po ulicach jeździ mnóstwo aut, ale typy i marki się powtarzają, dlatego coraz trudniej się wyróżnić. Tuning daje taką możliwość, a przy okazji z niepozornego samochodu, przy odpowiednich warunkach, pozwala zrobić naprawdę mocny wóz - wskazuje mechanik, ale zaznacza, że u nas tuning tak naprawdę dopiero zyskuje popularność.
- Za granicą jest już prawie na porządku dziennym, a w Polsce robi się modny bardzo powoli - uświadamia Sebastian Drzewiecki. - I nie wynika to tylko z braku pieniędzy, ale także z jakości dróg. Często nie opłaca się na przykład obniżać zawieszenia czy dodawać jakichś nisko osadzonych elementów nadwozia, bo na naszych dziurawych i pełnych kolein drogach, to się po prostu zniszczy.
Wygląd "rajdówki", silnik 1,1

Dlatego, póki co, większość amatorów poprzestaje na delikatnym tuningu optycznym.
- Silniczek może być "jeden, jeden" (1100 cm sześć. - red.), ale każdy chce, żeby autko jakoś się prezentowało, dlatego dodaje lotkę, światła, alufelgi i za niewielką cenę ma już ciekawy wygląd - mówi właściciel Old Style Car.
Z jego doświadczeń wynika, że samochody przerabiają przede wszystkim ludzie młodzi, choć i to przestaje być regułą.
- Coraz częściej przychodzą do mnie też osoby po trzydziestce, a nawet panowie w średnim wieku - przekonuje Sebastian Drzewiecki i przywołuje przykład jednego ze swoich niedawnych klientów. Właściciela forda mondeo, którego "przyciągnął" do warsztatu 12-letni syn.
Przerabiają ojcowie i kobiety

- Ojciec praktycznie nie miał pojęcia o tuningu, ale syn chciał, żeby samochód taty wyglądał inaczej, niepowtarzalnie - wspomina mechanik. - Przekazał kilka sugestii, porozmawialiśmy z ojcem i praktycznie całkowicie przerobiliśmy i przemalowaliśmy auto. Przy przeróbkach braliśmy oczywiście pod uwagę wiek właściciela i nie szaleliśmy z ekstrawagancją. Po skończeniu roboty, i tata, i syn byli zadowoleni, że zupełnie ożywiliśmy ich stare mondeo.
Upiększać i przerabiać swoje auta coraz śmielej zaczynają także kobiety. Jednak, według Sebastiana Drzewieckiego, na razie ograniczają się do delikatnego tuningu optycznego, a najczęściej wybierają tzw. aerograf, czyli artystyczne rysunki na różnych elementach nadwozia lub po prostu lakierowanie samochodu w kilku kolorach.
Bez znaczka jak nowa marka
Często tuningowane auta są pozbawione charakterystycznych znaczków fabrycznych. Krążą legendy, że wynika to z tego, że koncerny motoryzacyjne nie godzą się, aby ich loga firmowały pojazdy kompletnie różne od oryginałów.
Sebastian Drzewiecki tłumaczy jednak, że chodzi o coś zupełnie innego. - Znaczki zdejmują sami właściciele, najczęściej po to, żeby utrudnić rozpoznanie auta. Służą one przede wszystkim reklamie danej firmy, a w tuningu chodzi przecież o to, żeby auto było niepowtarzalne i jak najmniej kojarzyło się z jakąkolwiek marką - wskazuje mechanik.