W tym roku ligowy żużel zaliczył fatalny falstart. W PGE Ekstralidze z pierwszych siedmiu terminów deszcz storpedował aż pięć. W Nice PLŻ nie jest wiele lepiej, Włókniarz Częstochowa z zaplanowanych czterech pierwszych meczów odjechał zaledwie jedno.
Pech czy raczej słabe przygotowanie klubów do kapryśnej wiosny?
Takie kłopoty fatalnie wpływają na wizerunek dyscypliny. Kibice denerwują się i drwią w mediach społecznościowych, m.in. publikując zdjęcia szkieletów z podpisami "czekał na mecz w...". Przekładanie spotkań uderza także w sponsorów, który tracą ekspozycję swoich marek oraz telewizję, która dostaje skargi od rozczarowanych widzów. Trudno z żużla budować markę globalną, gdy kilkugodzinny deszcz może storpedować całą kolejkę,
Pierwsze rozwiązanie narzuca się samo: przesunąć start ligowego sezonu na koniec kwietnia i intensywnie wykorzystać wolny obecnie lipiec. W tym sezonie 10. kolejka PGE Ekstraligi zostanie rozegrana 26 czerwca, a kolejna dopiero 31 lipca. To daje cztery wolne weekendy.
Tutaj znajdziesz odpowiedzi po zakończeniu egzaminu: Egzamin Gimnazjalny 2016 [ODPOWIEDZI, CZĘŚĆ HUMANISTYCZNA, HARMONOGRAM]
Ekstraliga do meczów w lipcu nie chce jednak wracać. Nie tylko ze względu na zaplanowany w tym czasie tradycyjnie Drużynowy Puchar Świata. Kluby narzekają, że w lipcu mocno spada frekwencja na trybunach z powodu upałów i sezonu urlopowego.
W takim razie trzeba zastanowić się nad zabezpieczeniem torów przed wiosenną aurą. "Nadszedł już czas na obowiązkowe, profesjonalne systemy do przykrywania toru przed opadami deszczu" - napisał w niedzielę na twitterze prezes Speedway Ekstraligi Wojciech Stępniewski.
Aż trudno zrozumieć dlaczego to jeszcze nie stało się standardem. Takie rozwiązania świetnie zdają egzamin w bardziej kapryśnej pogodowo Szwecji czy Danii. W Polsce korzysta z tego jedynie Get Well Toruń, który w weekend przykrył folią najbardziej zagrożone fragmenty toru. Odpowiedni sprzęt mają w Gorzowie, ale tłumaczą, że nie stosują, bo wcześniej klub był oskarżany o preparowanie nawierzchni.
Ekstraliga chciała takie zabezpieczenia wprowadzić kilka lat temu, ale kluby narzekały, że są zbyt drogie. Opracowany przez inżynierów specjalnie dla żużla projekt rozsuwanych z pasa bezpieczeństwa paneli miał kosztować 600 tys. zł.
To faktycznie sporo, ale są tańsze technologie. Stępniewskiemu najbardziej podoba się rozwiązanie stosowane w duńskim Vojens, gdzie radzą sobie nawet z dużymi opadami. - Kluczem jest odpowiednie łączenie płacht, żeby woda nie przeciekała. Nie można także przykrywać mokrej nawierzchni, bo wtedy efekty są jeszcze gorsze - podkreśla prezes Speedway Ekstraligi.
Takie tańsze rozwiązanie to wydatek ok. 200 tys. zł. Kluby muszą w końcu o tym pomyśleć. Teraz jedno odwołane spotkanie to rachunek dla gospodarza w wysokości 50-60 tys. zł, ale dla całej dyscypliny jest znacznie wyższy.