Przypomnijmy - wskutek przekraczania wyznaczonego przez NFZ limitu, placówka ma obecnie zadłużenie przekraczające 90 mln zł. Sytuacja ta przełożyła się przede wszystkim na pacjentów.
Ale nie tylko. Odczuli ją również pracownicy szpitala, którzy w wyniku tak znacznego długu ośrodka od kilku lat nie dostają ani dodatkowych wynagrodzeń, ani podwyżek. - Trudno o nie, gdy szpital nie może doprosić się od funduszu pieniędzy - mówi Maria Nalazek z Międzyzakładowej Organizacji Związkowej nr 1/2004 w Centrum Onkologii.
Jak wylicza, wcześniej, zgodnie z ustawą o Zakładach Opieki Zdrowotnej, 40 proc. zysku, które odnotowywała lecznica, szło właśnie na dodatkowe wynagrodzenie dla pracowników - 75 proc. dla pielęgniarek i położnych, a reszta dla pozostałych pracowników medycznych. - Ostatni raz otrzymaliśmy je w 2010 roku za rok 2009 - mówi Maria Nalazek. - A kiedy były podwyżki? Nie pamiętam.
Czytaj: Uspokoiło się z radioterapią w Centrum Onkologii. Dyrektor Centrum Onkologii dogadał się z NFZ
Zarazem podkreśla, że związkowcy rozumieją sytuację, w jakiej znalazł się Zbigniew Pawłowicz, szef szpitala. - Dyrektor robi, co może, aby ratować placówkę - mówi dalej Maria Nalazek. - W grudniu minionego roku musiał wziąć kredyt konsumpcyjny, aby zapewnić szpitalowi funkcjonowanie. Trudno, by w takiej sytuacji myślał o podwyżce dla personelu.
O pieniądzach za nadwykonania, które umożliwiłyby podniesienie pensji, związkowcy rozmawiają z kancelarią premiera oraz resortem zdrowia.
Jednocześnie zapowiadają, że ewentualna akcja protestacyjna nie odbiłaby się na pacjentach. - Na pewno nie odejdziemy od łóżek - wskazuje Maria Nalazek.
NFZ nie ingeruje w sprawę. Jak informuje Jan Raszeja, rzecznik regionalnego funduszu, NFZ nie jest partnerem dla związkowców. - Nadwykonania to sprawa między nami a dyrektorem - kwituje.