- Od dzieciństwa mama pasjonowała się muzyką, jednak nie dane jej było rozwinąć swoich zdolności - opowiadają córki, które zaprosiły nas na uroczystość do domu jednej z nich, pani Małgorzaty.
Irena Ciszak wcześnie straciła rodziców. - Jej mama zmarła w wieku 37 lat, a tata odszedł trzy miesiące później.
Najbliższą osobą, która po śmierci rodziców zajęła się wychowaniem pani Ireny i Jej rodzeństwa, była babcia Fryderyka.
- Uważała ona, że wnuczka powinna zdobyć praktyczne umiejętności, dlatego w latach 1929-1935, zgodnie z życzeniem babci, uczęszczała do Państwowej Szkoły Żeńskiej, w której ukończyła seminarium haftu, a od 1935 do 1938 roku uczyła się w Szkole Hotelarskiej. Za trud wychowania i poświęcenia odwdzięczyła się babci, ratując ją przed wywiezieniem do Oświęcimia. Wtedy pokazała siłę i niezłomność charakteru, które to cechy towarzyszyły Jej całe życie.
- Pamiętam tamten dzień. To było w 1942 roku w Krakowie - wspomina pani Irena. - Poszłam do wysokiego rangą gestapowca. Powiedziałam: Wypuśćcie babcię, weźcie mnie! Poruszyło go to. Dali wolność i jej, i mnie. Ten gestapowiec okazał później serce. Gdy wychodziłam za mąż, na wycieraczce zostawił kosz kwiatów. Gdy umierał, przekazał nam swoje mieszkanie.
Jubilatka swojego przyszłego męża, Antoniego Ciszaka, poznała w Krakowie. 30 października 1943 roku odbył się ich ślub w kościele pw. św. Idziego - przy Wawelu. A dwa lata później - 1 maja 1945 roku młodzi przeprowadzili się do Żnina i zamieszkali przy ul. Śniadeckich. Pamiątką po krakowskich czasach jest cenne pianino, które babcia Fryderyka podarowała wnuczce, a które koleją po wojnie dotarło do Żnina. Przez następne lata przypominało młodość spędzoną w Krakowie.
W Żninie przyszły na świat dzieci: Teresa, Aniela, Jolanta, Małgorzata i Danuta. W 1975 roku rodzina Ciszaków przeprowadziła się do nowego domu przy ulicy Wandy Pieniężnej, gdzie Jubilatka wraz córką Danutą i wnuczką mieszkają do dziś.
Życie Ireny Ciszak w grodzie Śniadeckich do dziś jest bardzo aktywne. - Trzy lata temu, a więc mając 97 lat, mama wyhaftowała piękny obrus, który w prezencie ślubnym podarowała wnuczce mieszkającej w Austrii - opowiada pani Małgorzata.
Umiejętności zdobyte w młodości w Krakowie nie poszły na marne. Wręcz przeciwnie! Pani Irena na Pałukach je rozwijała. Przez 20 lat należała do Stowarzyszenia Twórców Ludowych.
- Brałam udział w konkursach haftu pałuckiego, głównie w Szubinie - mówi jubilatka.
- W Żninie zawsze były i są bardzo dobre hafciarki. Do tej grupy należała pani Irena. Bardzo dobrze się z nią współpracowało. To bardzo dobry, komunikatywny człowiek. Miło ją wspominam - mówi Maria Gólcz, była dyrektor Żnińskiego Domu Kultury.
Gdy pytamy podczas uroczystości, jak wygląda dzień 100-latki, córka Małgosia mówi z uśmiechem: - To mama nam organizuje dzień! Jest bardzo przebojowa, do tego stanowcza. Jak się spotykamy, gramy w remibrydża. Poza tym mama lubi grać na pianinie. Najbardziej "Besame Mucho"!
100-latka zna języki obce. Doskonale niemiecki i francuski, komunikatywnie angielski.
Mieliśmy okazję się o tym przekonać, gdy przy stole zaczęły z córką Anielą rozmawiać po francusku. - A pani też zna ten język? - zagadnęła jubilatka. - Nie... ale bardzo mi się podoba.
Pani Irena doczekała się ośmiorga wnucząt i siedmiorga prawnucząt.
Życzymy Jubilatce, aby ulubione "Besame Mucho" grała jeszcze długie lata.
Z okazji setnych urodzin odwiedzili Ją wiceburmistrz Żnina Halina Rosiak, z-ca kierownika USC Barbara Skibicka oraz przedstawiciel żnińskiego oddziału ZUS-u. Wszyscy życzyli długich lat w takim zdrowiu i humorze, jakie ma dziś!