Kryzys dotyka również parlamentarzystów. I choć na razie nikt im nie chce obniżać pensji, w ostatnim czasie muszą się liczyć ze wzmożoną kontrolą poselskich wydatków.
Kancelaria Sejmu baczniej przygląda się rachunkom za wynajęcie biur, zatrudnienie asystentów, służbowe podróże czy zakup prasy.
Toruńscy posłowie kontroli się nie boją, bo, jak podkreślają, ponad 11 tysięcy złotych, które miesięcznie dostają na prowadzenie biura, wydają z rozwagą i zawsze dla dobra obywateli.
- Podstawa pracy posła to kontakt z ludźmi - mówi Jerzy Wenderlich, poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Posłowi Wenderlichowi pieniędzy wystarcza na finansowanie czterech biur w regionie.
Zbigniew Girzyński z Prawa i Sprawiedliwości jest bardziej oszczędny. Kilkanaście tysięcy pozwala mu na prowadzenie aż siedmiu biur.
Na jakość, a nie ilość stawia Anna Sobecka. To jednak kosztuje: w ubiegłym roku do działalności terenowej posłanka z własnej kieszeni dołożyła ponad 6 tysięcy złotych.
Toruńscy parlamentarzyści przyjmują miesięcznie od kilku do ponad stu interesantów. Zatrudniają średnio dwóch pracowników. Bez względu na to, czy utrzymują jedno czy kilka biur, zawsze otrzymują taką samą kwotę. Rocznie kosztuje to nas ponad 61 milionów złotych.