Trzydziestotrzylatka miała przed sobą całe życie. Miała dla kogo żyć. Dzieci potrzebują mamy, rodziców. Los jednak zdecydował inaczej. W czwartek wczesnym popołudniem odbył się jej pogrzeb.
Rodzina mieszka we Włocławku. Zajmuje mieszkanie socjalne (dla niewtajemniczonych: przyznane przez gminę, takie o obniżonym standardzie). Ciasno, jedynie 36 metrów, dwa pokoiki. Teraz, już bez mamy, mieszka tutaj osiem osób. Tata i siódemka dzieci. Dziewczynki mają 15, 14, 13, 10 lat i 4 latka. Chłopców jest dwóch: starszy 9-latek i młodszy 2-latek.
Znajoma opisuje: - Stoją trzy łóżka, dzieci śpią po kilkoro na jednym. Jest również łóżeczko najmłodszego syna. Nie ma szans, aby w domu biurko się zmieściło.
Przyjaciele mówią, że tam alkoholu i przemocy nigdy nie było. Raczej nieporadność życiowa. Małżeństwo nie było roszczeniowe. Z nikim prawie nie utrzymywało bliskich kontaktów. - Babcia pani Andżeliki czasem zaglądała, ale nie rodzice młodej kobiety. Oni przed laty wyjechali do pracy za granicę. Przestali odwiedzać krewnych w Polsce.
Znajomi rodziny opowiadają, że pod tym adresem krewnych w Polsce, we Włocławku, nigdy luksusów nie było. - Pani Andżelika pierwsze dziecko urodziła jako 18-latka. Nie pracowała, bo zajmowała się dziećmi. Kilka miesięcy temu zaczęła chorować, ale ociągała się z wizytą u lekarza. Wreszcie się odważyła. Myślała, że to przeziębienie, najwyżej grypa, ale okazało się, że to coś znacznie gorszego.
Rak.
- Trafiła do szpitala. Było prawie za późno - dodaje znajoma.
Mąż pani Andżeliki pracuje tylko dorywczo, m.in. na budowie. Stałej pracy chyba nigdy nie miał. Małżonkowie byli właściwie bezrobotni, ale w urzędzie pracy się nie zarejestrowali. Nikt zmusić ich do tego nie był w stanie. Ich wybór. - Może właśnie dlatego Andżelika nie chciała iść do lekarza. Nie była ubezpieczona, więc za wizytę musiałaby zapłacić - przypuszcza dzisiaj osoba z jej kręgu.
Chodzi jednak o dzieci. Fakt, nigdy nie chodziły głodne czy umorusane, ale to, że mają co zjeść i gdzie spać, to za mało, żeby zapewnić im normalne dzieciństwo. Wdowiec sam sobie nie poradzi z gromadką. Potrzebna jest pomoc z zewnątrz.
- Od znajomej dowiedziałyśmy się o tej rodzinie - mówi pani Marzena ze Stowarzyszenia Mieszkańcy Śródmieścia Włocławek. - Potrzebne jest jej absolutnie wszystko. Ubrania, meble, sprzęty agd. Remont mieszkania też, o ile na razie tata z dziećmi nie dostaną większego.
A propos ubrań: rodzice gromadki trzymali ciuchy w workach zamiast w szafie. Nie chcieli kupić mebli, chociaż na nie akurat pieniądze by się znalazły. Rodzina dostaje 3500 złotych samego „500 plus”, a nie stanowi ono jedynego źródła utrzymania.
Pani Monika, współorganizująca akcję z panią Marzeną, dopowiada: - W minioną sobotę zaczęłyśmy zbiórkę na rzecz ojca i jego dzieci. Naszym celem jest 20 000 złotych. W ciągu pierwszych 5 dni ludzie dobrej woli wpłacili prawie 3 000. Odzew jest spory. Piszą do nas darczyńcy także spoza miasta i regionu, choćby z Łodzi. Nawet ktoś z Oslo zaoferował pomoc.
Kwesta jest prowadzona na portalu Pomagam.pl (link do zbiórki). Można ją odszukać, wpisując w ogólną wyszukiwarkę „Pomoc dzieciom po śmierci matki” oraz „Pomagam.pl”.
Za zebrane fundusze włocławskie społeczniczki kupią dzieciom wdowca m.in. buty, ręczniki, pościele, koce, środki czystości. W ten weekend obie pojadą do rodziny z pierwszymi darami, ubraniami dla dzieci i zabawkami. - Kuchnia i łazienka w mieszkaniu są w opłakanym stanie. I ściany, i meble - mówią organizatorki. - Mamy nadzieję, że zdobędziemy pieniądze choćby na odmalowanie ścian i zakup skromnych szafek.
Pomoc społeczna, jak ustaliliśmy, znała rodzinę i jej problemy już wcześniej. I wsparcie tak samo proponowała. Jakie, tego pracownicy socjalni nie powiedzą (chociaż nieoficjalnie ustaliliśmy, że to oni zaangażowali się w przygotowanie pochówku pani Andżeliki).
- Ustawa o pomocy społecznej zobowiązuje nas do nieujawniania informacji na temat niesienia pomocy dla konkretnych rodzin - podkreśla Piotr Grudziński, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie we Włocławku. Kontynuuje: - W związku z tragedią, która dotknęła rodzinę, objęliśmy pana i jego dzieci pomocą psychologiczną. Jesteśmy w stałym kontakcie z pedagogiem szkolnym oraz kuratorem społecznym.
Włocławianki wierzą w powodzenie przedsięwzięcia. Mają przecież niejeden sukces na koncie, jako stowarzyszenie. - Na początku bieżącego roku prowadziliśmy zbiórkę na rzecz 65-letniej pani - wspomina pani Monika. - Mieszkała z synem. Mieli tragiczne warunki. Wilgoć, pluskwy. Syn, jak się dodatkowo okazało, znęcał się nad nią. Gdy znajoma opowiedziała nam historię matki oraz syna - postanowiliśmy zadziałać.
I zadziałali. Teraz emerytka mieszka w wyremontowanym mieszkaniu. Jeszcze z synem, ale ten pójdzie na przymusowy odwyk.
Dla wdowca z Włocławka, jego córek i synów również pojawiło się światełko w tunelu.
- Prezydent Włocławka zadeklarował pomoc. Miasto postara się znaleźć większe mieszkanie dla tej rodziny - dodają organizatorki.
Dramat rodziny rozegrał się w tym miesiącu, ale ojciec musi wziąć się w garść. Jeżeli nie chce dla siebie, to dla dzieci. Zdrowe, fajne dzieciaki.
Podobne przypadki się zdarzają. Żona i mąż spod Chełmna wychowywali czworo dzieci. Najmłodsze skończyło miesiąc. Kobieta pierwszy raz po porodzie pojechała samochodem po zakupy. Musiała przejechać przez przejazd kolejowy. Nie zauważyła pociągu.
Od 3 lat amotny ojciec ogarnia gromadkę przy wsparciu swojej mamy i teściowej.
