Nowy team Hancock tworzy razem ze swoim głównym mechanikiem, Polakiem Rafałem Hajem. - Od samego początku chciałem, aby Chris do nas dołączył. Każdy doskonale wie, jak wielki ma talent. Jest niesamowitym zawodnikiem, ale także świetnym facetem i przyjacielem - wyjaśnia Hancock dla speedwaygp.com. - Uważam, że on może pokazać znacznie więcej niż ostatnio. Chcemy mu pomóc wydobyć wszystkie możliwości i stworzymy mu warunki, którą przyniosą wiele korzyści.
Od życiowego sezonu Chrisa Holdera minęło już 5 lat. Ostatni rok był bardzo słaby dla Australijczyka, zajął dopiero 10. miejsce i po raz pierwszy musiał ubiegać się o dziką kartę w Grand Prix 2018.
Medale cyklu Grand Prix rozdane. Tak cieszyli się najlepsi [galeria]
Teraz wiele sobie obiecuje po nowym projekcie. - Gdy tylko dostałem propozycję, od razu się zgodziłem. Niezbyt często ma się szansę być częścią czegoś tak wielkiego. Greg i Rafał mają wielkie plany i doświadczenie. W tym zespole wszystko będzie świetnie zorganizowane. Ostatnie sezony nie były dla mnie najłatwiejsze, ale teraz chcę zacząć wszystko od początku i to świetna okazja, żeby znowu walczyć na szczycie. Nie mogę się już doczekać nowego sezonu - powiedział Holder.
Tzw. fabryczne teamy to nic nowego w żużlowych mistrzostwach świata, choć nigdy się na dobre nie przyjęły. Najsłynniejszy zresztą także tworzył Hancock - Exide Team wspólnie z Blly Hamillem w latach 90. Obu żużlowcom przyniosło to po jednym mistrzostwie świata.
W ostatnich sezonach Hancock z Holderem i tak tworzyli nieformalny zespół pod szyldem Monstera. Dwa lata temu Amerykanin w tej współpracy posunął się zresztą za daleko: w Melbourne przepuścił w jednym z wyścigów Holdera, został wykluczony i na znak protestu wycofał się z turnieju (miał już wtedy w kieszeni tytuł mistrza świata, a Holder rywalizował z Bartoszem Zmarzlikiem o brąz).
Sportowe Podsumowanie Weekendu. Baumgart sportowcem regionu.