https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

A Klemo był taki elegancki. Ewa Lewandowska zostanie gwiazdą?

Kiedy ksiądz z powodu psa wyrzuca ją z kościoła, płacze, a gdy z tego samego powodu farmaceutka wyprasza ją z apteki, Ewa mówi kobiecie tylko "miłego dnia pani życzę” i wychodzi.
Kiedy ksiądz z powodu psa wyrzuca ją z kościoła, płacze, a gdy z tego samego powodu farmaceutka wyprasza ją z apteki, Ewa mówi kobiecie tylko "miłego dnia pani życzę” i wychodzi. Fot.TVN
Domek otoczony ogrodem. W ogrodzie iglaki pachnące lasem, między iglakami ona - w szlafroku, z kubkiem kakao w ręku.

Obok czarny labrador Klemo; mama, z którą rozumie się bez słów; Agnieszka, przyjaciółka ze słuchem absolutnym; ośmioletnia bratanica Oliwka; brat Rafał i chłopak Sebastian - najważniejsi mężczyźni w jej życiu.

Jeszcze naście lat temu stałby tu ktoś jeszcze - tato Wojciech. Jeszcze naście lat temu i on trzymałby ją przed występem za rękę. Ale nie żyje. Miał zawał serca.
I mimo że od tego czasu minęło 10 lat z kawałkiem, ciągle trudno o tym mówić, trudno wspominać. - Zawoził mnie na zajęcia śpiewu, odbierał. Chciał, żebym śpiewała. Bardzo go kochałam. To dzięki niemu... To on... Gdy o nim myślę... - Ewa płacze.

Bo to o Ewie będzie ta opowieść. O jej talencie, jej śpiewie, sukcesach, chorobie i walce z ludźmi, na których biała laska działa jak płachta na byka, a widok psa przewodnika wywołuje grymas niechęci na twarzy. Będzie też coś o marzeniach, czyli o domku otoczonym ogrodem, iglakach pachnących lasem, miękkim szlafroku. I o życiu w katowickim akademiku, bo teraz tam właśnie Ewa - bydgoszczanka, studentka podyplomowego studium Akademii Muzycznej w Katowicach mieszka.

Ewa ma 25 lat, smukłą sylwetkę, blond włosy spływające na ramiona i piękny głos: bez wysiłku osiągający brzmienie dramatyczne i równie wysoki i giętki jak sopran liryczny, choć w barwie nieco ciemniejszej. Poza tym...
Ewa ma coś jeszcze: uwielbienie telewidzów, którzy w ostatnią sobotę zasiedli przed telewizorami, by obejrzeć program "Mam talent" nadawany przez stację TVN. Ma, bo ich zachwyciła, oczarowała, wzruszyła.

Gdy zaniewidziała trochę

Sobota, wieczór. Jury w pełnym składzie: Agnieszka Chylińska, Małgorzata Foremniak, Kuba Wojewódzki; widownia gotowa, podobnie jak zawodnicy: Krzysztof w stroju primabaleriny, sobowtór Michaela Jacksona, chłopak w białym garniturze o ksywce "Blady Kris", żeńska grupa wokalno-taneczna, para studentów, nastolatka zafascynowana hinduskim tańcem, mistrz electro, kwartet "policzkowy", kierowca tira o głosie śpiewaka operowego i...

I ona - Ewa Lewandowska w długiej sukni i z psem przewodnikiem przy nodze (- Klemo zawsze jest przy mnie, zawsze mi towarzyszy, ale ludzie nie są przyzwyczajeni do widoku psów przewodników, zapominają że to są specjalnie szkolone. Krzywią się, odwracają niechętnie, na przykład nie podoba im się, że chcę robić z nim zakupy w supermarkecie). Na scenie stoi skromnie uśmiechnięta, promienna.

Gdy się przedstawia, nie mówi: "jestem niewidoma", ale: "trochę mi się zaniewidziało" oraz: "występuję w tym programie, żeby pokazać, że jak się jest niewidomym, nie trzeba się zamykać w domu".

Gdy śpiewa Ave Maria, jury i widownia wstrzymuje oddech.
Gdy kończy, publiczność wstaje; mama Ewy i jej ośmioletnia wnuczka płacze ("oczy w mokrym miejscu", jak w mailu do mamy Ewy napisał po programie pewien pan, mieli nawet widzowie przed telewizorami), a członkom jury brakuje słów.

- Byłaś absolutnie fantastyczna, dziękuję ci za to - zaczyna zazwyczaj "ostra" Chylińska.
- Kiedy śpiewasz, wokół ciebie rozchodzi się światło - dodaje Foremniak, a Wojewódzki bąka, że jest "na tak". Publiczność ciągle klaszcze.
Trzy dni później, mama Ewy, Grażyna, powie mi, że gdy tak stała za tymi kulisami i płakała, to z powodu reakcji publiczności właśnie. Bo tak ją ta publiczność zaskoczyła entuzjazmem. - Później opowiedziałam wszystko Ewie, córka przecież publiczności nie widzi, i ona też była bardzo zaskoczona.

Ewa: - Byłam. Słyszałam co prawda oklaski, ale nic poza tym.
Mama: - Jeszcze parę godzin później i następnego dnia dopytywała: naprawdę wstali mamo, naprawdę? To było dla niej ogromne przeżycie.
Ewa: - Koledzy powiedzieli mi też, że kiedy śpiewałam, przedziwny wyraz twarzy, taki niepodobny do niego, taki trudny do określenia, miał Kuba Wojewódzki. Żałowałam, że tego nie widziałam, ale... Koledzy, którzy nagrali dla mnie calutki program, zrobili stopklatkę, powiększyli ją i mogłam zobaczyć tę minę w komputerze pod lupą!
Ja: - I co zobaczyłaś?
Ewa: - Uśmiech. Naprawdę piękny uśmiech. Tak piękny, że nie musiał mówić nic.
Ja: - Co tak naprawdę widzisz?
Ewa: - Same kontury, światło. Gdy jestem w dobrej formie, metr przed sobą mogę zobaczyć nawet zarys drzewa; gdy w gorszej - mam mroczki i nie widzę nic. Wtedy pies nie wystarcza, muszę mieć laskę.

Miękkie serce i dusza wojownika

"Ewa ma duszę wojownika, jest twarda" - mówi Grażyna Lewandowska, gdy popijamy herbatę w jej mieszkanku na osiedlu Leśnym.
"Jestem za bardzo pyskata, zbyt emocjonalnie podchodzę do wielu spraw, z drugiej strony czasami jestem za miła" - przyznaje Ewa, kiedy rozmawiamy przez telefon (gdy zżera ją trema przed występem, wyżywa się na mamie; kiedy ksiądz z powodu psa wyrzuca ją z kościoła, płacze; a gdy z tego samego powodu farmaceutka wyprasza ją z apteki, Ewa mówi kobiecie tylko "miłego dnia pani życzę" i wychodzi).

Mama śpiewaczki śmieje się, że charakterek i rogatą duszę Ewa odziedziczyła po niej właśnie, a po mężu...
- Mąż zawsze był duszą towarzystwa, nie miał oporów przed pokazywaniem się, wychodzeniem na scenę. Byłby dobrym aktorem. Córka ten pewnego rodzaju ekshibicjonizm, ten magnetyzm, który powodował, że zawsze skupiał uwagę na sobie, ma po nim.

I oczy - pięknie niebieskie - też. I to przez te oczy Ewa ma czasami kłopoty. Bo są. Bo wyglądają na patrzące. Nie "uciekają", nie "biegają". Są spokojne, przedziwnie milczące.
Mama: - A takie są oczy właśnie, gdy się ma genetyczne zwyrodnienie siatkówki, czyli chorobę Stargradta.
Ewa: - Ludzie czasami na mnie naskakują: jeśli jesteś niewidoma, dlaczego nie nosisz czarnych okularów?
A nie nosi, bo nie musi - to raz; dwa, że gdyby je miała, nie widziałaby już zupełnie nic.

Zdarza się więc, że ludzie nie wierzą w jej chorobę (takie osoby pojawiły się też po programie).
Oczywiście, przez oczy. No i przez to, że jest za ładna, za normalna. Niemożliwe?
Proszę bardzo: bileter z PKS-u nie chciał sprzedać jej miesięcznego karnetu ze zniżką dla niepełnosprawnych, mimo że miała odpowiednią legitymację. "Niewidoma? Nie wyglądasz. Czy ta legitymacja nie jest czasem podrobiona?" - bombardował pytaniami, a pasażerowie komentowali: "Taka młoda, a już oszukuje", "Ta dzisiejsza młodzież...".
Ewa: - To nie było przyjemne.
Mama: - Byłoby inaczej, gdyby Ewa częściej korzystała z białej laski. Ale Ewa jej nie lubi.
Ewa: - Nie lubią, bo to znak dla innych, że jestem słabsza. Że można na mnie napaść, okraść, zaczepić. Wiem, co mówię. Wzrok zaczęłam tracić w wieku 9 lat (najpierw przestała widzieć słowa pisane przez nauczycielkę na tablicy, później linijki w zeszycie) i tak było zawsze.
W szkole napadły na nią i okradły rówieśniczki (zabrały pierścionki, łańcuszek, poszturchiwały; Ewa nie broniła się, tylko mówiła, a te tylko się śmiały).
Gdy była starsza, ktoś wyrwał jej z ręki komórkę.
W trakcie studiów - kiedy jechała pociągiem z Bydgoszczy do Katowic - zaczepiali ją wracający z meczu kibice (i nie wiadomo jakby to się skończyło, gdyby konduktor nie ukrył jej w innym przedziale).
Ewa: - Ale to szczegóły, drobnostki, życie jest piękne, cieszę się z każdej przeżytej chwili. Kocham śpiewać i robię to. Mam wspaniałą rodzinę, chłopaka, przyjaciół. Spełniają się wszystkie moje marzenia.

Marzenia do spełnienia

Marzenie pierwsze pod tytułem "dostać się do Akademii Muzycznej" - spełnione. Drugie: "obronić pracę magisterską na wydziale wokalno-aktorskim", odhaczone i to celująco, kilka dni temu; trzecie pod hasłem "robić podyplo-mówkę" - wcielone w życie (start pierwszego października, w Katowicach).

Wzrok?
Tej choroby nie da się ani pozbyć, ani wyleczyć; nie pomoże żadna operacja, zabieg, laser.
Po co więc tracić czas na mrzonki? Nie lepiej skupić się na tym, co jest w zasięgu ręki?

Ewa jeździ więc na rowerze (tandem, prezent od Sebastiana; na marginesie - Sebek jest muzykiem jazzowym); chodzi na obiady do Pałacu Młodzieży; spotyka się z przyjaciółmi, wieczorami przygotowuje warzywne sałatki albo opycha się pizzą z podwójnym serem; z przyjaciółką Agnieszką myszkuje po sklepach i śpiewa, śpiewa, śpiewa... Śpiew to jej życie.

Marzenie czwarte: zagrać w rodzinnym mieście, czyli w Bydgoszczy, rolę niewidomej Jolanty w dziele Czajkowskiego.

Marzenie piąte: żyć godnie i nie być zależnym od ZUS-u (Ewa nie korzysta z pomocy mamy, która sama ledwo wiąże koniec z końcem, lecz utrzymuje się sama: ma rentę po tacie, 400-złotowe stypendium ufundowane przez prywatną firmę; czasami śpiewa na ślubach i na niemieckich lub szwajcarskich ulicach).
Marzenie szóste: koncertować, w kraju i za granicą; nagrać płytę.
Marzenie siódme: zaśpiewać w duecie ze Steve Wonderem i Andrea Boccellim.
Marzenie ósme: mieć męża, który przed znajomymi nie będzie wstydził się jej laski ani wyciąganej w miejscu publicznym lupy.

Dziewiąte: dzieci.
Dziesiąte: domek otoczony ogródkiem, a w nim iglaki, które pachnieć będą lasem, kubek ciepłego kakao w ręku, pachnąca latem i ogrzana okruchami słońca weranda, a obok niej Klemo, mama, Rafał, Oliwka, Sebastian.
Szkoda tylko...
Szkoda, że nie będzie tam taty.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska