Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Matysiak: - Wyobrażam sobie, że hipokamp może być pobudzony, gdy czytamy wiersze

Karina Obara
Karina Obara
Anna Matysiak: - Wyobrażam sobie, że hipokamp może być pobudzony, gdy czytamy wiersze surrealistów. Albo wiersze Grzegorza Wróblewskiego. Z młodych – wiersze Patryka Kosendy (hipokamp szaleje). Ale znowu to zależy od tego, kto czyta. Ktoś przyzwyczajony do pracy z językiem, gotowy, ale ze świeżą głową, niezmanierowany praktykami akademickimi – o tak, to najlepszy obiekt badań. U kogoś, kto odrzuca tego rodzaju pisanie – być może nic się nie zadzieje, może najwyżej zaktywizują się płaty czołowe.
Anna Matysiak: - Wyobrażam sobie, że hipokamp może być pobudzony, gdy czytamy wiersze surrealistów. Albo wiersze Grzegorza Wróblewskiego. Z młodych – wiersze Patryka Kosendy (hipokamp szaleje). Ale znowu to zależy od tego, kto czyta. Ktoś przyzwyczajony do pracy z językiem, gotowy, ale ze świeżą głową, niezmanierowany praktykami akademickimi – o tak, to najlepszy obiekt badań. U kogoś, kto odrzuca tego rodzaju pisanie – być może nic się nie zadzieje, może najwyżej zaktywizują się płaty czołowe. Fot. Archiwum prywatne Anny Matysiak
Rozmowa z Anną Matysiak, wydawczynią, właścicielką wydawnictwa Convivo, redaktorką, autorką kilku tomów poetyckich, o tym, jakie korzyści można odnieść z czytania i co nam robi poezja.

Zobacz wideo: Szczepienia w szkołach wciąż za mało popularne

- W czasie pandemii w Polsce nieznacznie wzrosło czytelnictwo. Choć i tak daleko nam do krajów, gdzie czytelnik pochłania co najmniej 10 książek rocznie. U nas sukcesem jest, gdy ktoś przeczyta dwie w roku. Dlaczego nie lubimy czytać?
Nie wiem, czy nie lubimy czytać. Kiedyś na własny użytek przeprowadzałam „mikrobadania socjologiczne”, jeszcze przed pandemią, gdy korzystałam z komunikacji miejskiej. Liczyłam wtedy czytających i na przykład w metrze zdarzało się, że ponad 70 proc. pasażerów czytało. Były to różne rzeczy, dużo papierowych książek, czasopism, a także czytniki do wersji elektronicznych. Nawet w telefonach – często widać było, że ktoś czyta dłuższy tekst, a nie przegląda fb. Sama często tak robiłam – wykorzystywałam ten czas na czytanie artykułów z czasopism internetowych.
Poza tym na jakim mechanizmie miałoby się opierać funkcjonowanie różnych księgarni internetowych, które jakoś nie upadają oraz hurtowni książek i innych podobnych miejsc, gdyby naprawdę tak mało osób czytało? W mediach społecznościowych można znaleźć setki blogów i stron zajmujących się recenzowaniem czy polecaniem książek, dla dorosłych i dla dzieci. One mają różny poziom, ale w większości mają też bardzo wielu czytelników. Część stanowią ludzie zaglądający do kilku takich miejsc, więc nie można ich liczyć za pomocą czystego sumowania, ale jedna osoba może ich odwiedzać kilka lub kilkanaście, ale nie kilkaset.
Zakładam też, że na każdą osobę, która się udziela i jest „obserwowalna”, przypada mnóstwo ludzi, którzy po prostu czytają i nie dzielą się wrażeniami w internecie ani nie szukają tam wiadomości na temat książek.
Oczywiście mimo wszystko mogę się mylić, ale nie podzielam pesymistycznego nastawienia.

Czytaj także: Jak żyć, żeby żyć, a nie zwariować, czyli Tomasz Stawiszyński zniechęca do ucieczki od bezradności

- Pani wydawnictwo jest dowodem na to, że można ocalić to, co najwartościowsze. Wydaje pani mnóstwo oryginalnej, dobrej poezji, polskiej i zagranicznej. Dlaczego postawiła pani przede wszystkim na poezję?
To bardzo wysoki kwantyfikator: „to, co najwartościowsze”. Dla każdego człowieka to jednak może być co innego; myślę, że znalazłyby się też liczne argumenty, że jest dużo rzeczy realnie bardziej wartościowych niż poezja – choćby rozwój badań medycznych czy próby ogarnięcia kwestii ekologicznych na naszej biednej planecie.
Dlaczego wydaję poezję? Zaczęłam właściwie od prozy poetyckiej, takie są dwie pierwsze książki i nawet myślałam, że na tym się skupię, że będę jeszcze bardziej niszową niszą, ale szybko okazało się, że poezja sama przyszła do wydawnictwa. I poczułam, że tak jest dobrze. Pewnie wiąże się to z tym, że sama lubię czytać poezję, że słowa i literki to mój „materiał”, a nie na przykład glina. A ze słów – nie opowiadanie fabuły, lecz raczej praca w języku. Choć wydaję też eseje i mam nadzieję, że będzie ich więcej. Wydaję też książki dla dzieci – to nowa rzecz w Convivo i zobaczymy, jak dalej będę się z tym czuła.

- Naukowcy dowodzą, że czytanie poezji jest wyższą formą aktywizacji hipokampu niż czytanie np. powieści i literatury faktu. Co nam może dać częste obcowanie z poezją?

Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, żeby takie badania mogły być realnie wiarygodne, nie wyobrażam sobie metodologii. Neuroobrazowanie czynnościowe? Tak, żeby było widać, jak zwiększa się ukrwienie hipokampu, gdy badany siedzi i czyta? A jak uwzględniać potrzebne zmienne? Jaka to miałaby być poezja? Bo nie wyobrażam sobie, żeby sentymentalna czy opisowa poezja pobudzała hipokamp ani też np. Mickiewicz czy nawet Szymborska. Poezja mocno zakodowana w świadomości społecznej nic takiego chyba nie zrobi. Może poezja awangardowa, może współczesna, taka, w której zabiegi językowe uderzają w przyzwyczajenia odbiorców do normalnej składni czy łączliwości wyrazów. Może gdy następuje zerwanie tej łączności i próba wygenerowania nowej? Może przesunięcia znaczeniowe? Wyobrażam sobie, że hipokamp może być pobudzony, gdy czytamy wiersze surrealistów. Albo wiersze Grzegorza Wróblewskiego. Z młodych – wiersze Patryka Kosendy (hipokamp szaleje). Ale znowu to zależy od tego, kto czyta. Ktoś przyzwyczajony do pracy z językiem, gotowy, ale ze świeżą głową, niezmanierowany praktykami akademickimi – o tak, to najlepszy obiekt badań. U kogoś, kto odrzuca tego rodzaju pisanie – być może nic się nie zadzieje, może najwyżej zaktywizują się płaty czołowe. Więc jak dobrać obiekt badań, jak uwzględnić i opisać te setki zmiennych? Nawet pora dnia, nastrój, wykonywane wcześniej czynności – wszystko może tu mieć znaczenie.

- No, ale to takie żartobliwe odniesienie się do pierwszej części pytania.
Nie ma „jednej poezji”, tak jak nie ma „jednej muzyki”. Każdemu czytanie poezji coś daje – sentymentalne rymowanki mogą np. wzruszać. Tak samo konfesyjne wyznania. Kiedy widzę reakcje czytelników na wiersze umieszczane na stronach publikujących poezję i recenzje, mam wrażenie, że największy rezonans powodują utwory mocno zakotwiczone w najbardziej dotkliwych archetypach, czymś, co w sposób bolesny porusza wspólnotę czytających, a jednocześnie uciekające od najbardziej wytartych klisz. Powiedziałabym, że to „wiersze środka”. Zapewne ich czytanie daje poczucie uczestniczenia w czymś ważnym i pewnego wtajemniczenia.

- I przyjemność.
Czasem jednak widzę świetny – w moim mniemaniu – wiersz, który zawędrował na poczytną stronę i zostaje zaatakowany, odsądzony od czci i wiary/niewiary. Obrzucony gorącymi inwektywami, a jako bonus mamy podważenie sensu wydawania „czegoś takiego”. A ja często właśnie takie rzeczy wydaję, uważam je za bardzo cenne, za zaawansowaną pracę w języku.
Więc tu mogłabym tylko powtórzyć pani pytanie: co nam daje obcowanie z poezją? I chyba musiałabym je zadać każdemu z osobna: więc co ci daje obcowanie z poezją? Bawi, wzrusza, podgrzewa hipokampy (niepotrzebne skreślić).

- A co musiałoby się stać, żeby w Polsce poezja nie była utożsamiana z niszą, ale stała się elementem codziennego życia?
Nie ma takiej możliwości.

- Sama też jest pani poetką, bardzo cenioną minimalistką. W jaki sposób poezja odmienia pani życie?
Poezja była w moim życiu, odkąd pamiętam, więc w zasadzie nigdy go nie odmieniła, ono zawsze było takie. Pierwsze wiersze pisałam już jako małe dziecko i od razu czułam, że jest to bardzo przyjemne, dające szczególny rodzaj satysfakcji. Najstarszy wiersz, jaki mam do dzisiaj, pochodzi z 1978 r., czyli z czasów, gdy miałam 11 lat, a nie był to pierwszy wiersz, jaki napisałam. Po prostu uznałam, że wszystkie poprzednie nie nadają się do zostawienia na pamiątkę z dzieciństwa, a ten już tak. Bardzo wcześnie też czytałam, najpierw chyba Leśmiana. Po prostu złożyło się tak, że materiał, którym operuję, to są słowa i znaczenia w nich zawarte. Dziecko zaczyna widzieć, słyszeć słowa i nagle wie, że może coś z nimi zrobić, a nawet – że musi. Jako nastolatka wiele emocji czy przemyśleń musiałam przerobić na konstrukcje słowne. Mogłam je całymi tygodniami nosić w pamięci, cyzelować, uzupełniać. Ludzie posługują się odmiennymi materiałami: kolorami i kształtami, kamieniem czy gliną, metalem, drutem czy fragmentami znalezionych przedmiotów, dźwiękami czy ruchem ciała w przestrzeni. Niektórzy sami wykonują akcje i projekty, korzystając z tych materiałów i narzędzi, innym sprawia przyjemność oglądanie, słuchanie czy właśnie czytanie efektów takich działań.
Inna sprawa to publikowanie – bardzo długo nie mogłam się zdecydować na wydanie tomu wierszy, dość późno też jak na standardy debiutów czekałam na publikację w czasopiśmie. Nie dążyłam do tego. Te publikacje następowały wtedy, gdy ktoś zwrócił się do mnie z taką propozycją, np. pismo „Borussia” czy potem Jarosław Mikołajewski, prowadzący kiedyś rubrykę „Wiersz jest cudem” w „Gazecie Wyborczej”.
Miałam już 48 lat, gdy nagle poczułam, że przyszedł czas. Nie wiem nawet, dlaczego tak się stało, ale wtedy nagle zaczęłam mieć wrażenie, że coś zmieniło się w moim pisaniu, że to będzie już od tej pory bardzo dynamiczne, będzie ewoluowało, a czasem podlegało gwałtownym przekształceniom. Pisanie kolejnych cykli czy tomów działo się niemal w jakiejś gorączce i towarzyszyło mu poczucie pewnego skumulowania. I że mam mało czasu, że nawet rytm wydawania jednego tomu rocznie nie wystarczy mi, nie zmieszczę się w nim. Nagle stało się ważne, żeby pokazać to ludziom, żeby uzyskać rezonans. Minimalizm – tak, ciągle wracam do drobnych form, ale też na nim nie poprzestaję. Najnowszy mój tom to przecież epos, składający się z 77 części. Nie stawiam sobie żadnych ograniczeń, nie chcę ich. To pozytywne odczucie, że nie wiem, jak będę pisać za rok, za tydzień czy nawet jutro. Jestem otwarta i gotowa, chcę szukać i doświadczać. Może takie podejście do tworzenia przekłada się w pewnym stopniu na inne sfery życia, może jestem też gotowa do zmian, spontanicznych działań i podejmowania ryzyka, nie kalkulując. Może to jest w pewnej mierze odpowiedź na pytanie, jak zmienia mnie poezja. Ona sprawia, że jestem podatna na zmianę, na ruch, że mimo wielu ograniczeń jestem odważna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska