Anwil Włocławek - Śląsk Wrocław 93:78
Kwarty: 21:23, 20:26, 22:10, 30:19
ANWIL: Radić 24, 11 zb., Almeida 22 (4), 9 zb., 6 as., Zamojski 11 (3), Lichodiej 9 (3), Moore 8 (2), 7 as. oraz Clarke 6 (2), Sulima 6 (2), Bogucki 5, Green 2, Mielczarek 0, Pluta 0, Tomaszewski 0.
ŚLĄSK: Dziewa 16 (1), 8 zb., Gibson 15 (3), Jovanović 13 (1), Gabiński 9 (3), Ramljak 9 (1) oraz Stewart 7, Keller 5, Szlachetka 4.
W świętej wojnie PLK pierwsze minuty należały do gości. Wrocławianie umiejętnie rozbijali defensywę Anwilu i znajdowali pozycje na dystansie (5:10). Anwil odpowiedział lepszą obroną, kilkoma przechwytami i prowadzeniem 18:12, ale w ofensywnym meczu to jedna, to druga strona brała górę. Na początku 2. kwarty cała seria złych decyzji i prostych strat Anwilu dała rywalom 6-punktową przewagę.
Do przerwy to Śląsk już dyktował warunki gry. Goście dominowali pod tablicami i odskoczyli na 8 punktów. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie dobra skuteczność Anwilu z dystansu (7/14).
Pomysłem Anwilu na 2. połowę było przesunięcie wyżej obrony strefowej. Śląsk był atakowany, gdy tylko piłka przekroczyła połowę. Opłaciło się: goście mieli problem z kreowaniem pozycji, a po drugiej stronie punktował spod kosza Ivica Radić.
Wrocławianie przez ponad 7 minut zdobyli tylko 5 punktów, a Anwil zaliczył serię 9:0, a w końcówce 3. kwarty większą przewagę zapewnili gospodarzom trafieniami z dystansu Zamojski i Almeida.
Ofensywa Śląska po przerwie wyglądała po prostu źle i Anwil kroku po kroku powiększał przewagę. Almeida był z pewnością zmęczony po meczach w barwach swojej reprezentacji, ale po przerwie i tak należał do najlepszych na parkiecie (13 pkt w 2. połowie). To po jego akcjach było 68:61.
Włocławianie cały czas świetnie rzucali za 3, a po przerwie znacznie się poprawili na deskach. Ostatnią kwartę rozegrali już na własnych warunkach i panowali nad wydarzeniami na parkiecie.
