Anwil Włocławek - Śląsk Wrocław 96:85 (23:20, 19:24, 36:30, 18:11)
ANWIL: Ledo 21 (3), 6 zb., Dowe 17 (1), 7 as., Jones 12, 7 zb., Freimanis 12 (2), Simon 9 (1) oraz Wroten 11, Szewczyk 8 (2), Sulima 4, Sokołowski 2, Karolak 0, Wadowski 0.
ŚLĄSK: Dorn 14, Łączyński 12 (2), 7 as., Wojciechowski 12, 9 zb., Humphrey 11 (1), Dziewa 9 (1) oraz Gibson 9, Gabiński 9 (3), Chrabaszcz 4, Musiał 3 (1)
To mecz wyjątkowy dla kibiców we Włocławku. Obie drużyny wiele razy walczyły o mistrzostwo Polski, większość wygrywał Śląsk. Dziś tylko Anwil jest kandydatem do złota, ale i tak kibice odliczali dni do tego wydarzenia. Wielka mobilizacja, rekordowe flagowisko i Kamil Łączyński w składzie rywali - to musiało budzić emocje.
Historia historią, ale Anwil chciał w końcu przenieść dobrą grę z Ligi Mistrzów do PLK. - Szukamy najlepszych ustawień. To początek sezonu, zawodnicy się poznamy, a nasz system gry nie jest prosty. Wiem, że ten kierunek daje odpowiedni wynik. Trzeba cierpliwości - mówi Igor Milicić.
Jakby naładowali energią z trybun włocławianie rozpoczęli mecz z dużą pasją. Dobra obrona, efektowne akcje, zwłaszcza z udziałem Shawna Jonesa - to dały Anwilowi prowadzenie 16:6. Trener Śląska zdecydował się na przerwę, w której poprawił obronę. Poprawiona obrona pod koszem i kilka "trójek" Gibsona i Gabińskiego pozwoliło gościom odrobić straty.
Właśnie rzuty z dystansu były najgroźniejszą bronią Śląska, do przerwy 7/13. Pod presją solidnej defensywy włocławianie czasami tracili głowę w swoich akcjach i pudłowali spod kosza. W 1. połowie Anwil miał zaledwie 39 procent skuteczności z gry, z dystansu jedyny raz trafił Szymon Szewczyk, więc do przerwy to Śląsk niespodziewanie prowadził.
Po przerwie włocławianie zasypali kosz Śląska z dystansu (sześć trafień w 3. kwarcie): Freimanis, Dowe, dwa razy Ledo i było +6. Wciąż jednak były problemy w defensywie, co sprytnie grający goście raz za razem wykorzystali. Wielka w tym zasługa Kamila Łączyńskiego, który imponował asystami. W 27. minucie Śląsk wrócił na prowadzenie po wolnym Danny'ego Gibsona.
Tym razem na krótko. Ostatnią kwartę kolejnymi trafieniami z dystansu rozpoczęli Freimanis i Simon, a przewaga Anwilu podskoczyła do 10 punktów. Mistrzowie Polski w 1. połowie mieli 1/10 za 3, a po przerwie aż 8/18. Przede wszystkim jednak dobrze funkcjonowała defensywa, tym razem do samego końca meczu.
