Anwil Włocławek - Śląsk Wrocław 73:75 (14:23, 14:12, 31:26, 14:14)
ANWIL: Bostic 13, 10 zb., 3 as., Łączyński 11 (2), 7 as., Petrasek 10 (2), Sobin 6, Joessar 3 (1) oraz Greene 17 (3), Nowakowski 13 (1), Słupiński 0, Szewczyk 0, Woroniecki 0.
ŚLĄSK: Martin 23 (2), 6 zb., 6 as., Nizioł 20 (1), Dziewa 7, Morgan 6, Gołębiowski 3 (1) oraz Parakchouski 8, Ramljak 3, Kolenda 3 (1), Wiśniewski 2.
We Włocławku spotkały się dwie z pięciu niepokonanych drużyn po dwóch kolejkach PLK. Dla Anwilu był to jednak bez wątpienia najtrudniejszy sprawdzian z dotychczasowych.
- Musimy zatrzymać szybki atak rywali, musimy być bardzo czujni na łatwe punkty Śląska. Druga rzecz kluczowa, to walka na tablicach, cały zespół musi się włączyć w walkę o zbiórki - mówił przed meczem trener Przemysław Frasunkiewicz.
Anwil zaczął od serii trójek i prowadzenia, ale świetnie w zespole gości odpowiedział Jakub Nizioł. Im bliżej było końca 1. kwarty, tym lepsza była defensywa Śląska. Włocławianie mieli ogromne problemy w ofensywie, skuteczność z gry w tym fragmencie wyniosła tylko 35 procent. Potwierdziły się także obawy Frasunkiewicz i Śląsk miał dużą przewagę pod tablicami.
Wynik ratowała dobra defensywa, która w 2. kwarcie mocno ograniczyła poczynania Śląska. Goście popełniali więcej strat, Andriej Urlep wykorzystał wszystkie swoje przerwy na żądanie.
W ofensywie błysnął na chwilę Michał Nowakowski, który wykończył trzy kolejne akcje Anwilu i doprowadził do remisu w 18. minucie. Brakowało jednak punktów liderów: mało widoczny był Joessar (1/2 z gry), Petrasek do przerwy jedyne dwa punkty zdobył z wolnych, Bostic miał 1/7 za 3.
Po przerwie Anwil znowu odrabiał straty, nadal świetnie bronił, a wreszcie pierwsze trafienie z gry zaliczył Petrasek (38:36). To była już inna drużyna: wreszcie lepiej zabezpieczająca swoją deskę, szybko przechodząca do ataku, grająca bardziej zespołowo. W 27. minucie było już 51:43 po "trójce" Greene'a. I to wszystko działo się po nieszczęśliwym upadku i kontuzji Joessara.
Przed ostatnią kwartą Anwil nie zdołał jednak obronić prowadzenia, bo wciąż świetnie grał duet Martin - Nizioł. W połowie ostatnie kwarty mieliśmy remis, a emocje w Hali Mistrzów sięgnęły zenitu.
Ostatecznie decydowała dopiero ostatnia minuta. Rzutów otwartych z dystansu nie trafili Łączyński i Green, a Śląsk wykorzystał przekroczony limit przewinień gospodarzy i odzyskał prowadzenie po wolnych swoich liderów Martina i Nizioła.
Włocławianie mieli tylko 35 procent skuteczności z gry w tym meczu. Zabrakło także równowagi w ofensywie: zespół oddał aż 43 rzuty z dystansu, ale trafiał jedynie co czwarty.
