Włocławianie na własnej skórze przekonali się, że ogranie przez Legię Stali Ostrów w ćwierćfinale wcale nie było sensacją. Rywale znowu zaprezentowali mądrą, cierpliwą koszykówkę, dzięki której prowadzili przez niemal całe 40 minut. W końcówce obie drużyny dały się ponieść emocjom, to było pełne szaleństwo na parkiecie i huśtawka nastrojów na trybunach.
Najpierw "trójka" Bella na dogrywkę, w niej sześć punktów przewagi Anwilu Włocławek i niesamowite trafienie Johnsona, które przywróciło Legię do życia.
- Robert jest takim zawodnikiem, że im trudniej, tym łatwiej - przyznał trener Legii Wojciech Kamiński. - Wcześniej mu nie wychodziło, ale czułem, że w końcu wpadnie. On mnóstwo czasu poświęca na pracę i wierzy w swój rzut. Obrona Anwilu Włocławek była dobrze zorganizowana przeciwko jego penetracjom, więc wybrał właśnie rzut z 10 metra.
Szkoleniowiec gości podkreślał, że właśnie w takich momentach przydaje się doświadczenie z europejskich pucharów. - W tym sezonie przegraliśmy kilka meczów, które powinniśmy wygrać. Te doświadczenia teraz procentują, zwłaszcza dla młodych graczy. Drużyna w ten sposób buduje się przez cały sezon. W dogrywce był taki moment, że traciłem nadzieję i naprawdę wielkie uznanie dla zawodników, że obronili kilka akcji Anwilu Włocławek i wytrzymali to do końca - dodał Kamiński.
A gospodarze? - W dogrywce pozwoliliśmy sobie na nonszalancję - przyznał Przemysław Frasunkiewicz. Jego zdaniem jednak, ważniejszy dla losów całego meczu był jego początek. - Słabo zaczęliśmy, byliśmy jacyś dzicy na parkiecie, wpędzaliśmy się w dziwne rzuty bez balansu, wybieraliśmy dziwne rozwiązania, to także dotyczy tych najbardziej doświadczonych graczy. Jak się tak zacznie, to potem jest problem, aby wrócić do właściwej gry. W obronie realizowaliśmy założenia, zdarzały się pojedyncze błędy, a w takim meczu nawet takie małe rzeczy mają znaczenie - analizował szkoleniowiec Anwilu Włocławek.
Legia odebrała Anwilowi Włocławek atut własnego parkietu, ale to dopiero pierwszy mecz, a seria zapowiada się na długą i pełną zwrotów akcji. - Rywale zachowali więcej zimnej krwi w pierwszym meczu. Mogliśmy w dogrywce podjąć inne decyzje, zagrać spokojniej ostatnie akcje. Teraz czyścimy głowy, analizujemy porażkę i w piątek chcemy wyrwać pierwsze zwycięstwo w półfinale - zapowiada Marcin Woroniecki.
Anwil Włocławek zagra o zwycięstwo, ale w jakim składzie? Wciąż wykluczone są występy Bojanowskiego i Frąckiewicza, raczej nie będzie Kowalczyka, ale największym problemem może okazać się kontuzja barku Łączyńskiego. Podstawowy rozgrywający w czwartek przejdzie badania.
- Kontuzje na pewno ograniczyły intensywność gry Anwilu Włocławek- przyznaje Kamiński.
Mecz numer dwa w piątek o godz. 17.30
