King Szczecin - Arriva Twarde Pierniki 70:92 (12:26, 19:16, 14:18, 25:32)
King: Mazurczak 15 (3), 6 as., Udeze 10, Żołnierewicz 8 (2), Meier 5 (1), Cutbertson 1 oraz Nowakowski 12 (2), Woodson 11 (1), Borowski 2, Łabinowicz 0.
Arriva Polski Cukier: Filipović 25 (5), Vucić 15, 16 zb., Diggs 13 (3), Tomaszewski 9 (1), Kunc 8 (2) oraz Smith 17 (3), Cel 4, Diduszko 1, Lipiński 0, Sowiński 0.
Torunianie zaczęli ten mecz fenomenalnie. Było 3:13 po trójkach Treya Diggsa, Gorana Filipovicia i Aljaza Kunca. Gdy w kolejnej akcji Mate Vucić łatwo ograł pod koszem Żołnierewicza trener Arkadiusz Miłoszewski poprosił o przerwę. Nic nie pomogło, a przewaga wkrótce wynosiła 18 punktów!
King wyraźnie potrzebował czasu, aby odreagować na parkiecie nieudaną wyprawę do Włoch w Lidze Mistrzów, gdzie dość pechowo pożegnali się z rozgrywkach. Mistrzowie Polski w 1. kwarcie mieli 30 procent z gry i 6 strat. W 2. kwarcie wydawało się, że King znajdzie swój rytm i pokaże sportową klasę. Bez odpoczywającego Filipovicia torunianie popełniali proste straty, a przewaga szybko stopniała do 10 punktów. Tym razem to Srdjanowi Suboticiowi przestała się podobać gra jego zespołu i zaprosił go na naradę. Kingowi odpowiedział Filipović, który rozegrał znakomitą połowę - 17 punktów, 2 asysty i tylko 1 strata.
W 3. kwarcie trwał koncert toruńskiej orkiestry. Po trafieniach z dystansu Filipovicia i Diggsa było już +20 w połowie tej części (36:56). W tym momencie cały zespół miał 11 celnych "trójek" na 19 prób, świetnie także realizował założenia w defensywie.
orunianie ani na chwilę nie stracili kontroli nad wydarzeniami na parkiecie. Kibice w Szczecinie mogli mieć nadzieję, gdy w ostatniej kwarcie Nowakowski trafił dwie "trójki" lub gdy Filipović musiał usiąść na ławce po czwartym faulu, ale natychmiast lejce wziął w ręce Arik Smith i z łatwością zaczął ogrywać obrońców. Po jego dwóch kolejnych akcjach przewaga znowu szybko urosła do ponad 20 punktów.
