Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezrobotne z Mroczy założyły spółdzielnię socjalną "Wspólnota"

Jolanta Zielazna
Trzy z pięciu założycielek spółdzielni socjalnej "Wspólnota” w Mroczy. Od lewej: Danuta Łuczak, Hanna Rocłowska i Hanna Beyer
Trzy z pięciu założycielek spółdzielni socjalnej "Wspólnota” w Mroczy. Od lewej: Danuta Łuczak, Hanna Rocłowska i Hanna Beyer Jolanta Zielazna
Napisała to prosto z serca. Opisała, jak beznadziejne było dotychczasowe życie, jak trudno odnaleźć się rodzinom byłych pracowników PGR. I że to może się zmienić. To kilka stron dla takich, jak ona, podopiecznych pomocy społecznej

Hannę Beyer z Orla koło Mroczy (powiat nakielski) zmienił jeden projekt realizowany przez Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Mroczy.
Prawdę mówiąc - nie miała już ochoty. W tylu szkoleniach brała udział i nic z nich nie wynikło. - Kursy komputerowe, przedsiębiorczości, pisania małych projektów, agroturystyki, mogłabym być przewodnikiem w Borach Tucholskich, opiekuna osób starszych - wymienia jednym tchem.

Beyer mówi z szybkością karabinu maszynowego, koleżanek nie dopuszcza do głosu. Skacze z tematu na temat, emocje ją niosą i tylko zarządza:
- Zrób pani herbatę...
- Pokaż...
- Podaj...

Przeczytaj także:Wąbrzeźnianki mają pomysł na biznes. Chcą założyć spółdzielnię socjalną

Naturalna liderka, koleżanki: Hanna Rocławska i Danuta Łuczak z rzadka się wtrącają. Beyer ani razu nie wspomina, że jest prezesem spółdzielni socjalnej "Wspólnota", którą prawie trzy lata temu, 28 marca 2010 r. zarejestrowało pięć kobiet. Bezrobotnych od lat, bez wykształcenia.

'W najśmielszych snach nie spodziewałam się, że moje życie tak diametralnie się zmieni, że rok 2009 stanie się rokiem przebudzenia i zmiany, nie tylko we mnie samej, ale także w innych ludziach, że stanie się dla mnie nadzieją na lepsze, ciekawsze życie. Życie, które do tej pory było puste, szare, w którym byłam sama ze swoimi problemami" - napisała.

Spotkania z psychologiem i doradcą zawodowym trafiły do niej, jak nigdy dotąd. Pilnie notowała każde zdanie. Stopowała panią psycholog, Krystynę Wegner-Kowalską, gdy nie nadążała za jej słowami.

- Do tamtej pory czułam się niepotrzebna, niedowartościowana, czułam, że nikt nie chce tego, co umiem - opowiada Beyer. - Psycholog i doradca to były najważniejsze osoby, które sprawiły, że zaczęłam inaczej myśleć - mówi wprost Hanna Beyer.

Do tej pory żyła z łatką "popegeerowskich". 20 lat temu, gdy likwidowano PGR, zostawiono ich samych sobie.

Danuta Łuczak mówi o sobie "kobieta po przejściach". - Na spotkaniach z psychologiem mogłam wreszcie powiedzieć od serca, nieraz był płacz - mówi. To było bardzo potrzebne, ulżyło.

Hanna Rocłowska, zwolniona z pracy w firmie krawieckiej, dołączyła później.

Po zakończeniu szkoleń okazało się, że jest 10-osobowa grupa (nazwały się grupą inicjatywną), która chce coś robić. Ale co? Nicowały różne pomysły i warianty. A jeśli interes nie wypali i trzeba będzie zwrócić dotację do urzędu pracy?

Pomógł im mrotecki pracownik socjalny Łukasz Stankiewicz. - Fundacja? Stowarzyszenie? A może spółdzielnia socjalna? - podsunął. Nie miały pojęcia, co to takiego, nigdy wcześniej o niej nie słyszały. Skontaktował je z ośrodkiem wspierania ekonomii społecznej w Bydgoszczy, bywało, że podwoził własnym samochodem.

- Spotkaliśmy ludzi otwartych, którzy chcieli nam pomóc - opowiada Hania. Kobiety zjeździły kraj odwiedzając spółdzielnie socjalne, stowarzyszenia, fundacje. - Nie patrzyłam tylko na sukcesy, szczególnie przyglądałam się porażkom. Dla mnie to było bardzo ważne.

Nie jest lekko ani łatwo, ale zmieniło się ich życie. - Jak ktoś chce założyć spółdzielnię socjalną i myśli, że od razu będzie miał walizki pieniędzy, to mu się nie uda. Małymi kroczkami trzeba. To ciężki kawałek chleba - nie kryje Hania.

Zarejestrowały spółdzielnię i... Przez kilka miesięcy nie było zleceń. - Nikt nas nie odbierał jako firmę. Wszyscy patrzyli na nas, jak na nie wiadomo co - emocje u Hani ciągle jeszcze biorą górę. Na początku myśleli o cateringu do zakładów pracy. To akurat nie wyszło, ale po jakimś czasie nakielska cukrownia spytała, czy nie podjęliby się sprzątania po budowie silosu? Dlaczego nie?! "Wspólnota" dała pracę 24 osobom, stawka 10 zł za godzinę netto.

W pierwszym roku zarobili tyle, że "Wspólnota" kupiła starego forda transita, by dowozić ludzi do pracy, kupiła sprzęt do sprzątania.

Potem burmistrz zadzwonił, że firma PUMAK z Szubina szuka ludzi do pracy przy boiskach orlik. Znowu kilka osób zarobiło. Jak tylko zima odpuści, jest szansa na kolejne zlecenia.

Były chwile kryzysu, gdy mimo starań nie udało się znaleźć żadnej pracy. Teraz mają umowę z drukarnią w Bydgoszczy, dla której wykonują prace introligatorskie. A w ostatnich dniach pojawiły się nowe zlecenia!

Niedawno Hanna Beyer wymyśliła list polecający. Napisała kim są, jakie prace wykonują. Beyer poszła do szefowej MGOPS, czy mogłaby pismo dołączać do zapytań ofertowych, które ośrodek pomocy rozsyła? A nuż odbiorca tego pisma będzie szukał wykonawcy dla jakiegoś zadania?

- To ciekawa rzecz, ten list, niekonwencjonalna - chwali pomysł Gabriela Trzeciakowska, kierowniczka mroteckiego ośrodka pomocy społecznej.
Jest coś, czego szefowa spółdzielni nie może zrozumieć. Na początku musiała interweniować, bo niektórzy zatrudnieni kompletnie nie szanowali sprzętu. Jeździła na miejsce i tłumaczyła, że dzięki tym narzędziom ludzie zarabiają na chleb. Ba, było i tak, że chętnych do pracy nie mogła znaleźć.

- Wolą stać w kolejce w ośrodku pomocy i czekać na zasiłek - nie rozumie tego. - Młodzi nie są nauczeni pracy, i że trzeba rano wstać.

Gdy szuka pracowników, prosi socjalnych i doradców w urzędzie pracy, by wskazali jej osoby, za które nie będzie musiała się wstydzić.
Kto uwierzy, że ta kobieta ma tylko podstawowe wykształcenie?!

W ubiegłym roku Hanna Beyer napisała kilka stron, które zatytułowała "Beneficjentki". Dla ludzi takich, jak ona. Że jest trudno, są chwile radości i zwątpienia, ale warto podjąć trud.

Broszurkę wydał Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej w Toruniu. Na zakończenie projektu, dzięki któremu powstała spółdzielnia "Wspólnota", jeszcze pachnący farbą drukarską egzemplarz spółdzielcy wręczyli Gabrieli Trzeciakowskiej. To była duża niespodzianka.

- Gdybym kiedyś dostała takie wsparcie, jak teraz, studia miałabym skończone - nie wątpi Hanna Beyer. - Mam 49 lat i skutkiem tamtego czasu jest, że mamy firmę, pracujemy. Ale minie jeszcze kilka lat, zanim dobrze staniemy na nogi. Jednak warto zedrzeć ostatnie buty, by dotrzeć do celu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska