https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bitwa pod Grunwaldem we włocławskim więzieniu

Adam Willma
- To była największa rzecz jaką w życiu robiłem - przyznaje Stawarz.
- To była największa rzecz jaką w życiu robiłem - przyznaje Stawarz. fot. Adam Willma
Bitwie pod Grunwaldem poświęcił całe wakacje. Wstawał wcześnie i malował ile tylko było można.

Bo w więzieniu nie zawsze zdarzają się takie okazje.

Zaczął od lewej strony. Tatarzyna na rozpędzonym rumaku potraktował jako rozgrzewkę. Wyszło znośnie, ale w porównaniu ze scenami z prawej strony, które kończył trzy miesiące później, ta część obrazu jest zdecydowanie słabsza.

Bohater o 20 cm mniejszy
- W tej części obrazu poprawiłbym dziś przede wszystkim szczegóły stroju i twarze - ocenia Andrzej Stawarz.

Na mistrza von Jungingena również patrzy krytycznie. - Faktura materiału jest mocno uproszczona. Ale takie detale zabierają najwięcej czasu, a ja nie mogłem sobie pozwolić na to, aby nad każdym małym kawałkiem sterczeć po kilka godzin. Wakacje biegły nieubłaganie, a to był termin który mnie ograniczał.

"Bitwa" wzięła się z żartu - wychowawczyni Stawarza z ogólniaka we włocławskim Zakładzie Karnym, widząc jego wcześniejsze prace, stwierdziła z uśmiechem, że kolejnym etapem powinna być "Bitwa pod Grunwaldem".

Stawarz to wyzwanie potraktował poważnie. Dyrekcja więzienia również. Wcześniej Andrzej miał na koncie kilka fresków w sali od angielskiego (Tower Bridge, scena z polowania oraz fregata pod żaglami), w sali od polskiego namalował Jana z Czarnolasu. Ale "Bitwa pod Grunwaldem"?

- To była największa rzecz jaką w życiu robiłem - przyznaje Stawarz. - Ściana pozwoliła na zachowanie monumentalnego charakteru dzieła, była tylko niewiele mniejsza od oryginalnych rozmiarów płótna. W praktyce musiałem pomniejszyć postaci z obrazu o mniej więcej 20 centymetrów. Takie monumentalne malarstwo robi na mnie wrażenie. Widziałem kiedyś "Panoramę Racławicką" i chciałbym potrafić tak malować.

Rozrysowanie scen ołówkiem na podkładzie z emulsji zajęło półtora tygodnia. Później pojawiły się tła, również naniesione emulsją. Stawarz: - Zdaję sobie sprawę, że kolory nie są najmocniejszą strona obrazu, ale farby którymi dysponowałem nie są przeznaczone do takich prac. I tak jestem wdzięczny, że znalazły się pieniądze na farby.

Po Jungingenie poszło znacznie lepiej. W scenach od lewej do prawej strony obrazu widać, jak malarskie umiejętności Stawarza rosną - tkaniny stają się coraz bardziej naturalne, twarze wyraziste i pełne charakteru. Kulminacją jest książę Witold i Jan Żiżka, których oblicza oddane w akrylu aż kipią od emocji. Im bliżej zakratowanych okien z prawego brzegu obrazu, tym większy realizm.

- Podchodzę do malowania z pokorą. Jestem tylko amatorem, który wszystkiego, co potrafi nauczył się w więzieniu - mówi Andrzej wyjmując pomiędzy słoiczków z farba sfatygowaną kartkę z małym obrazkiem.

Ten komputerowy wydruk, który Stawarz dostał w prezencie, posłużył mu jako wzór do fresku. Oryginału nigdy nie widział. - Nie mam kompleksów przed taka konfrontacją, znam swoje miejsce w szeregu. Sam Matejko nie ustrzegł się błędów.

Jego obraz nie ma drugiego planu. Chciałbym kiedyś zobaczyć ten obraz na własne oczy, ale jeszcze bardziej dzieła Malczewskiego, który jest moim malarskim ideałem.

Kobieta-drzewo
Po "Grunwaldzie" Stawarz otrzymał zgodę na pomalowanie kolejnej ściany w gabinecie historycznym. Tym razem maluje wielkie drzewo genealogiczne. Wielki pień jeśli dobrze się przyjrzeć, będzie miał kształt zbliżony do kobiecej sylwetki: - Chciałem jakoś docenić rolę kobiet w historii, bo na tabliczkach znajdą się męskie nazwiska - uśmiecha się malarz.

Stawarz nie rozstaje się z ołówkiem również w celi. Wśród więźniów jest znany ze swych zdolności, więc koledzy często proszą go o ozdabianie listów do rodziny.

Maluje psy, koty, rośliny, czasem portrety. Od abstrakcji stroni. - Abstrakcyjne formy w więzieniu mogłyby być różnie interpretowane - uważa.

Andrzej urodził się w Zakopanem i tam najczęściej wraca myślami, stąd w celi powstają górskie pejzaże, większość wysyła matce.

Za 16 lat
- Przed rokiem byłem na pięciodniowej przepustce, ale na chodzenie po górach nie było czasu. Zdążyłem pomóc trochę w domu i spotkałem się z rodziną - wspomina Andrzej. - Patrzyłem z zazdrością jak znajomi układają sobie życie.

Zanim trafił do więzienia Stawarz chciał studiować stosunki międzynarodowe: - Teraz mam przed sobą jeszcze 16 lat odsiadki, kiedy wyjdę będę miał 43 lata - za dużo jak na rozpoczynanie studiów, również tych malarskich. Zresztą, na wolności nie będę miał nic, zacznę życie od zera i nie wiem czy wystarczy mi czasu na malowanie.

tekst i zdjęcia Adam Willma

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska