Etażowe. Bitwę o to, by je zlikwidował, sąsiedzi toczą z nim od trzech lat...
Wprowadzili się w roku 1981. Uroczyście, jak na czasy PGR przystało. Po latach PGR padł i Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa
za niewielkie pieniądze
sprzedała mieszkania jego lokatorom. Teraz mieli rządzić się już sami. Założyli więc modną w owych czasach - był to rok 1996 - Wspólnotę Mieszkaniową. Akces do niej złożyli wszyscy - 18 właścicieli. Problemem była sprawa ogrzewania mieszkań i wody, bo dwa sąsiadujące ze sobą bloki ogrzewa
jedna kotłownia.
Ustalili więc wspólnie, że obsługiwać ją będzie spółdzielnia mieszkaniowa z Zalesia koło Mroczy. Kłopot został więc rozwiązany.
Nie wszyscy jednak systematycznie płacili za dostarczone ciepło. Mieszka tu sporo ludzi starszych, emerytów i rencistów, którym - jak twierdzą - nie starcza na opłaty. Trudno więc, by koszty grzania, w tym również wody, płacili ich sąsiedzi. Zarządzająca więc kotłownią spółdzielnia z Zalesia zaczęła odcinać opornych.
Co miał robić?...
Jedna z mieszkanek bloku bez ogrzewania żyje od kilku lat. Prezes z Zalesia za zaległe rachunki kazał też odciąć od ciepła mieszkanie pana Zenona.
- Co miałem robić? - pyta. - Miałem zimno siedzieć? Założyłem więc własne. I zamiast kilkaset złotych miesięcznie ogrzewania kosztuje mnie tylko kilkadziesiąt. Kupuję drewno, rąbię je z synami i mam ciepło. Przecież są tu kominy, bo w kuchniach były kiedyś westwalki...
Są złośliwi?!
Tak o swych sąsiadach mówi pan Zenon. Niepotrzebnie po sądach go ciągają. Bo i po co, skoro ma wszelkie zgody i pozwolenia? Przecież w sądzie już przegrali.
Kłamał, jak z nut
- O tym, że jak odcięli go od kotłowni, wstawił sobie własny piec, dowiedzieliśmy się zupełnie przypadkowo - opowiada Józef Baranowski, prezes Wspólnoty. - Zapytaliśmy go więc na zebraniu wprost: ma czy nie ma c.o.? Skłamał, że ma wszelkie możliwe pozwolenia. O, są tego zapisy w protokołach.
W mieszkaniu Baranowskich na ostatnim piętrze zebrały się cztery sąsiadki. - On ma emeryturę, dorosłych trzech synów i córkę i stać go na opłaty - mówią jedna przez drugą. - A jak nie, to niech zamieni się na mniejsze mieszkanie. Nie musi zajmować 83,4 metra kwadratowego.... A my, odkąd pali w tym piecu, żyjemy jak na bombie!
Strach przed czadem
Zwłaszcza rodzina, która mieszka piętro wyżej, nad panem Zygmuntem. - Bywa - opowiada kobieta - że dym wchodzi do nas przez otwory wentylacyjne. Jak zimno i on pali w tym swoim piecu, także jakieś śmieci z plastyku, to uchylamy na noc okna, bo boimy się, że nas zaczadzi! Owszem, tu były kiedyś piece kuchenne, ale nie do palenia w nich przez całą dobę!
Inspektor powiatowy pozwolił, wojewódzki też
Zarząd Wspólnoty Mieszkaniowej 27 sierpnia 2004 roku zwrócił się do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w Nakle, by sprawdził, czy sąsiad ma pozwolenie na założenie c.o. Okazało się, że nie miał. Sprawą zajął się też wojewódzki inspektor. Okazało się, że pan Zenon nie ma żadnej dokumentacji i w swym mieszkaniu założył c.o. z pominięciem prawa. Zamiast kary, otrzymał nakaz dostarczenia dokumentacji powykonawczej. Zwlekał, więc otrzymywał ponaglenia. Po roku inspektor powiatowy zatwierdził wszystko. "Instalacja jest czynna i sprawna, została wykonana zgodnie z warunkami technicznymi, polskimi normami i sztuką budowlaną i nie stanowi zagrożenia bezpieczeństwa użytkownika rzeczonego mieszkania, jak i sąsiednich lokali mieszkalnych". Nie mogli się z tym zgodzić sąsiedzi. Ale inspektor wojewódzki decyzję inspektora powiatowego utrzymał w mocy....
Wolność Tomku w swoim domku?
- Wyszło więc tak, jak powtarza nam często pan Zenon: wolność Tomku... - mówi prezes Baranowski. - Aż trudno w tę decyzję było uwierzyć. Przecież pół roku wcześniej ten sam inspektor wojewódzki napisał: Wprowadzenie jakichkolwiek zmian w instalacji i urządzeń c.o. w lokalu wymaga wcześniejszego uzyskania zgody właściciela budynku", czyli Wspólnoty Mieszkańców. Tej zgody współlokatorów nasz sąsiad nie ma do dzisiaj.
Warunki przystąpienia __
- Przystępując do naszej Wspólnoty Mieszkaniowej każdy z nas, a więc i nasz sąsiad również, zgodził się, że nie będzie dokonywał żadnych zmian, a jeśli, to w uzgodnieniu ze wszystkimi. Pan Zenon wykonał samowolkę, która zagraża innym - powtarza kilku mieszkańców bloku.
Sprawa w sądzie
- I co? W sądzie też przegrali ze mną - tak twierdzi pan Zenon. - Nie szkoda im czasu i pieniędzy?!
Bo zarząd Wspólnoty Mieszkaniowej zwrócił się także o pomoc do sądu. Ten oddalił wniosek Wspólnoty, co wcale nie oznacza, że sąsiedzi pana Zenona przegrali. Bo bezspornym faktem jest również dla sądu, że pan Zenon wykonał w swym mieszkaniu instalację c.o. bez zgody współmieszkańców i niezgodnie z podjętą przez nich uchwałą, którą pan Zenon stara się sądownie uchylić.
Kolejna rozprawa odbędzie się 7 lutego w Nakle.
- Znaleźliśmy uchwałę Sądu Najwyższego, gdzie jak byk stoi, że nie można bez zgody pozostałych właścicieli mieszkań odłączyć się od wspólnej sieci c.o. - mówi prezes Wspólnoty.
Bitwa trwa.