Mieczysław Biesek i Franciszek Piekarski często siedzą przed blokiem na ławeczce i rozmawiają. Są dobrymi i krytycznymi obserwatorami.
- Postanowiliśmy przyjść do redakcji "Pomorskiej" i poprosić o interwencję - mówią. - Nie możemy patrzeć na to, co się dzieje na drodze. Gdy nie ma tych barierek, nieraz widzimy, jak zachowuje się wiele przechodniów. Idą na skos, przebiegają. Tam może dojść do tragedii.
Panowie twierdzą, że z dziećmi, które nieraz przebiegają z gimnazjum na skróty, nie jest jeszcze najgorzej. - Najbardziej obawiamy się o bezpieczeństwo starszych pań - wyznają. - Widzimy, że dziecko przebiegnie. Starsze kobiety poruszające się z laską są jednak wolniejsze. Martwimy się, że stwarzają duże zagrożenie.
Sprawdziliśmy, barierek na odcinku kilku metrów rzeczywiście nie ma. A piesi, choć dziesięć metrów dalej mają zebrę, wolą skrócić sobie drogę.
Zapytaliśmy Jacka Marciniaka, dyrektora Powiatowego Zarządu Dróg, dlaczego barierki nie zostały zamontowane. - Jestem akurat w samochodzie - usłyszeliśmy. - Natychmiast tam pojadę i sprawdzę, czy tak rzeczywiście jest.
Dyrektor na własne oczy przekonał się, że barierek nie ma. - Obiecuję, że do świąt się pojawią - zakomunikował nam po powrocie. - Myślę, że pracownicy zamontują je jeszcze przed Wielkanocą.
Czytaj e-wydanie »