Prawie zasypiałem, gdy usłyszałem potworny huk. Szybko okazało się, że strzeliła opona w moim samochodzie. Wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem potężną łunę ognia, a w nim moje tico - wspomina Krzysztof Piechowiak.
Przeczytaj także:Oceń Samorządowców. Kogo wybraliśmy? Dziś ostatni dzień naszego sondażu!
Ludzie wybiegli przed blok i zaczęli gasić pożar. Nie chcieli, żeby ogień przeniósł się na inne pojazdy. - Nie mamy autocasco. Nie stać nas na pokrycie strat. Ktoś podpalił należące do gminy kontenery na plastiki, a ogień przeniósł się na stojący obok nasz samochód. Liczyliśmy więc na jakieś odszkodowanie od burmistrza - opowiada pan Krzysztof. Wspólnie z żoną byli niezadowoleni z pracy policjantów, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia. - To już kolejna strata, jaką spowodowali nam janikowscy wandale. W nocy policjanci w ogóle nie są widoczni. Żona wieczorami boi się wracać do domu - dodaje.
Była 1.30 w nocy. Zdenerwowana żona postanowiła zadzwonić do burmistrza. - W przeszłości zawsze tak robiliśmy, bo wiedzieliśmy, że możemy liczyć na jego pomoc. Tym razem się zawiedliśmy. Prosiłam go, żeby przyjechał, żeby cokolwiek zrobił. Sami nie mogliśmy sobie dać rady. Odmówił - opowiada Anna Piechowiak. Pół godziny później zadzwonił jej mąż. Usłyszał od burmistrza: "Nie zawracajcie mi d..."
Co ciekawe, burmistrz Andrzej Brzeziński nie wypiera się tych słów.
- Pani Piechowiak rzeczywiście dzwoniła do mnie w różnych sprawach interwencyjnych. Ten telefon był wyjątkowo późno w nocy. Pierwsza myśl: "komuś z rodziny coś się stało". Narzekała na policję. Mówiła, że jeździ tylko głównymi ulicami. Tłumaczyłem, że nie mam na to wpływu - opowiada.
Odłożył słuchawkę, zapalił papierosa i znów położył się do łóżka. Pół godziny później zadzwonił pan Piechowiak. Skarżył się na policję. Mówił, że przed dwoma laty stracił radio samochodowe, a sprawców nie znaleziono.
W końcu burmistrz nie wytrzymał. - Powiedziałem, żeby nie zawracał mi d... o godzinie drugiej w nocy na temat radia sprzed dwóch lat - wyznaje Andrzej Brzeziński.
Zapewnia, że przyjechałby na miejsce, gdyby komuś spaliło się mieszkanie. Ma nawet taką umowę ze strażakami, że o groźnych pożarach i wypadkach jest informowany SMS-em. Zapewnia, że w takich przypadkach rzuca wszystko i bez względu na porę dnia przyjeżdża na miejsce zdarzenia.
- Trzeba pomagać ludziom - wyznaje. Przekonuje, że Piechowiakowie nie dostaną żadnego odszkodowania od gminy, gdyż gmina nie przyczyniła się do wzniecenia pożaru.
Izabella Drobniecka z inowrocławskiej policji zapewnia, że funkcjonariusze zajmują się sprawą i próbują namierzyć wandali.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »