Kobieta ma 22 lata. Jej partner - 24. Mają 2-letniego synka, Bartusia. Rodzina wynajmuje kawalerkę w kamienicy na bydgoskim Błoniu.
Pani Basia nie chodzi od ponad roku. 5 miesięcy spędziła w szpitalu. - Miałam zapalenie rdzenia kręgowego. To skutek powikłań po niewyleczonej grypie - opowiada. - Rzadko opuszczam dom. Najwyżej, gdy Michał wróci z pracy. Nie jest w stanie sama wstać. - Gdy Michał pracuje, mama przyjeżdża i opiekuje się małym i mną - mówi cicho pani Basia.
W mieszkaniu skromnie, czysto, pachnie praniem. Tyle, że chłodno. - Węgiel się kończy - wyjaśnia pan Michał. - Opieka społeczna dała 600 złotych na opał, ale nie wystarczyło. Młody mężczyzna zarabia 1111 złotych na rękę. Pani Basia otrzymuje 153 złote zasiłku pielęgnacyjnego. Nie dostaje renty. - Bo gdy zachorowałam, nie uczyłam się i nie pracowałam, a nie miałam odprowadzanych składek do ZUS - tłumaczy.
Mieszkanie kosztuje około 600 złotych. Do tego pieluchy dla małego, leki dla pani Basi. - Robią mi się odleżyny. Powinnam mieć specjalne plastry. Nie ma, bo jeden kosztuje 10 złotych, a trzeba zmieniać codziennie. Nie ma też maści za 15 złotych, ponieważ wystarcza na 4 dni.
Bydgoszcz: kobieta ma nowe mieszkanie po interwencji mediów
Wózek inwalidzki jest. Jeszcze. - Wypożyczyło mi go stowarzyszenie, ale na rok. W maju będę musiała go oddać - mówi pani Basia.
Na szczęście, po naszej interwencji, bydgoszczanka dostanie inny.
Szczegóły historii pani Basi w paspierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej".
Czytaj e-wydanie »