I tylko można westchnąć: jeszcze wczoraj było tak pięknie - jedynie 186 zł.
W cenie "doby hotelowej" są wszelkie wygody: ciepłe łóżko, jedzenie i picie, nawet prysznic, ale z tego mało kto korzysta. Ważna jest też, a może najważniejsza, opieka lekarska. W razie nieszczęścia, delikwent może liczyć na szybką pomoc, nawet odwiezienie do szpitala.
- Zgodnie z ministerialnym rozporządzeniem, nocleg w Izbie Wytrzeźwień może kosztować do 250 złotych. Nie jest więc tak źle - wyjaśnia Grażyna Piontkowska, dyrektor bydgoskiej izby.
Niestety, ta ważna instytucja ma kłopoty z egzekwowaniem należności, bo - wiadomo - jej bywalcy to zwykle ludzie bezdomni, bez stałych dochodów. Stanowią ok. 70 procent wszystkich klientów. W ubiegłym roku z usług bydgoskiej izby skorzystało 8 966 osób.
Koszty funkcjonowania Izby Wytrzeźwień pokrywają władze miejskie i one także mogą- w szczególnych wypadkach- umorzyć dług. Zwykle jednak próbuje się wyegzekwować należność.
Zajmują się tym urzędy skarbowe wystawiając "tytuły komornicze".
Dość powiedzieć, że suma zaległości płatniczych wynosi obecnie 3 miliony 700 tysięcy złotych. Rekordzista jest winny izbie należność za co najmniej 300 dni, a to 55 800 zł.
- Codziennie rano żegnamy tego pana, życząc mu wszystkiego najlepszego i wyrażając nadzieję, że już nie wróci, ale i tak wraca. Praktycznie każdego wieczora. W roku jest to co najmniej 300 noclegów - wylicza pani dyrektor.
Marek Weckwerth